Nowy Rok zaskoczył nas niemal tak, jak zima drogowców. Niby wiedzieliśmy, że zaraz nadejdzie, a jednak przegapiliśmy gdzieś to „zaraz”. Nie zdążyliśmy nawet zdecydować co konkretnie robimy z Sylwestrem! Na szczęście w spontanach jesteśmy mocni, co zadziałało i w tym przypadku. Uwielbiamy święta w rodzinnej i tłumnej atmosferze, tylko że zaraz po nich, wpadliśmy prosto w naszą urodzinową imprezę (30 grudnia). Dlatego kolejna noc – przełomowa z 2018 na 2019 – zamarzyła nam się nieco spokojniejsza.
Przed północą odwiedziliśmy więc przyjaciół mieszkających w Gdańsku przy samym Bałtyku, a moment przed godziną zero, podreptaliśmy prosto na plażę. Żeby było cieplej i ciekawiej, to w niebanalnym towarzystwie termosu wypełnionego aromatycznym grzańcem! ;)
I tak wzdłuż brzegu do domu. Świetna sprawa! Polecam! ♥
Wracając spacerkiem wśród fajerwerków odbijających się w falującej wodzie, rozmawialiśmy o planach na 2019 i o refleksjach nad 2018 rokiem. W końcu to idealny moment, a i chwila jakaś taka szczególna. O planach jeszcze się dowiesz – choćby z newslettera – wiec skoncentruję się na razie na tym co za nami. Zwłaszcza, że był to dla nas bardzo trudny emocjonalnie rok. Bardzo!
Pierwszy raz nie odlecieliśmy na zimę do ciepłych krajów…
A przynajmniej pierwszy, od czasów naszego największego anty-zimowego zrywu i pogoni za słońcem dookoła świata. ;)
Czasem życie poukłada się tak, że choćby nie wiem jak planował i kombinował, ono i tak pokaże środkowy palec i da do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Już prawie kupowaliśmy bilety! Kierunek wybrany, termin przemyślany, zarys szkicowany… tylko ten ostatni krok – zakup – który nie nastąpił. Wtedy już było jasne, że tej zimy się nie uda. I już pal sześć tradycję ucieczek zimowych, ale nawarstwiające się problemy sprawiały, że mieliśmy ogromną potrzebę odpocząć! I wtedy – jak z nieba – spadła na nas wSPAniała alternatywa tropików we własnym kraju.
Mielno | Spa
Okazało się, że są miejsca, gdzie zimą możemy niemal całymi dniami chodzić w klapkach (na posiłki w restauracjach jednak zakładaliśmy coś bardziej stosownego). Gdzie woda jest cieplutka i może unosić bez wysiłku, jak ta w Morzu Martwym. A obok tego wszystkiego znajdują się sauny, gabinety z wszelakimi masażami i moja ulubiona – słoneczna polana! Czyli leżanki pod lampami, które dają skórze słońce! Nie to co naturalne, ale lepsze to nic mróz i szarówka. I nie mylić z solarium – to nie to samo.
Świetne miejsce, z którego nie chciało się wyjeżdżać i pozwoliło cudownie wypocząć. Recenzja tego SPA mówi sama za siebie, jak bardzo nam się podobało! Zwłaszcza, że kilka kroków od kompleksu jest Bałtyk! Który zimą potrafi być naprawdę magiczny! ♥
Jeśli szukasz sposobu na zimę – szczerze polecamy ten hotel SPA i całe Mielno poza sezonem!!
Po kilku dniach takiej sielanki trzeba było jednak wracać. I tu pojawia się bohater całego zamieszania…
Gdańsk | Nowy Dom
Oto powód, dla którego musieliśmy zrezygnować z zimowego wypadu w tropiki.
Bardzo długo szukaliśmy swojego miejsca na ziemi. Dawniej byliśmy przekonani, że będzie to Kraków, potem mocno wciągnął nas Edynburg, ale gdy jednak nie zaskoczył do końca, zaczęliśmy podróżować dalej. Pomieszkaliśmy chwilę w Bangkoku, testowaliśmy trochę inne miasta świata, ale jednak stanęło na Polsce. I gdy już wydawałoby się, że może uda się z Gdynią, to i ona nie do końca nam siadła. Siadł za to Gdańsk!
Decyzja padła i zakotwiczyliśmy w tym cudnym, portowym mieście z niesamowitą historią! Wyrzeczeń, problemów, kosztów i konsekwencji finansowych na wiele lat… wyszło z tego sporo. Znienawidziliśmy ekipy remontowe, biurokrację i ludzi, dla których ważniejszy jest pieniądz, niż człowiek. Temat rzeka, a nie ma już co do tego wracać, bo to już za nami i teraz czujemy, że znaleźliśmy swoje miejsce! ♥
Jak łatwo się domyśleć – kochamy podróżować! Jednak fajnie jest mieć też gdzie wracać, bo te powroty są ważne i piękne.
I w końcu nie musimy się wciąż przeprowadzać! Co też już na dłuższą metę męczyło. Zwłaszcza, gdy jest się w posiadaniu ogromnej ilości książek, płyt, instrumentów i szkła do kuchni! :D
(Tak na marginesie – polecamy pudła po bananach!! Są absolutnie najlepsze do przeprowadzek i do zdobycia wszędzie!)
Radości i złości [naprzemiennie] nie było jednak końca. Za to było nam już tak źle z uziemieniem w kraju na tak długo, że gdy tylko nadarzyła się okazja, kupiliśmy bilety bez wahania. Od razu po przetransportowaniu naszych pudeł, gratów i mebli do nowego Domu, zostawiliśmy wszystko w lekkim chaosie – tak jak stało – i ostrożnie stąpając wytyczonymi ścieżkami, spakowaliśmy się na podróż. W końcu takie ważne zmiany trzeba było uczcić wyjątkowym trunkiem i w wyjątkowy sposób!
A czy można sobie wyobrazić lepsze miejsce do świętowania, niż festiwal napoju będącego niemal fundamentem gruzińskiego narodu? ;)
Tbilisi | Festiwal Młodego Wina
To już moja piąta podróż do Tbilisi w ciągu dwóch lat, a Romka druga. Fascynacja? Zauroczenie? Sentyment? Wszystko po trochu! Rok wcześniej byłam na tym festiwalu z polecenia gruzińskiego przyjaciela i byłam zachwycona! Czas było zabrać na niego i Romka. Miało nas być więcej osób, ale Marta i Dominik na kilka godzin przed wylotem zostali uziemieni w domu i… musieli obejść się ze smakiem. W zasadzie nie wiem komu było bardziej przykro – im, czy nam…
Jedyne co, to pogoda nie do końca w tym roku się udała, więc może za rok będzie lepiej? ;)
Na szczęście wino bez względu na pogodę, serwują w Gruzji naprawdę znakomite! Wyobraź sobie większość producentów tego kraju nagle w jednym miejscu. U każdego możesz degustować wybrany rodzaj i tylko spacerujesz sobie z własnym kieliszkiem od namiotu do namiotu i zagryzasz serami, czy krakersami. No bajka!
Jakby tego było mało, dzieje się to w miejscu z najpiękniejszą panoramą stolicy Gruzji! Pod niemal każdym względem warto się tam wybrać. A – jak już wiesz – my mieliśmy co celebrować, więc czuliśmy się bardzo, ale to bardzo na miejscu!
Post o festiwalu jest już naszkicowany w notatkach, więc jeszcze przed kolejną edycją na pewno pojawi się na blogu. A tymczasem zawsze możesz zobaczyć za co jeszcze tak kocham Tbilisi!
Stambuł | Perełka – spełnione marzenie
To niesamowite jak ogromne znaczenie w dziejach Europy i Azji miał ten metropolitarny styk kontynentów! Tygiel kulturalny, miasto legenda, historia ociekająca z murów, ulic, czy podziemi. Uwielbiam takie miejsca! A zobaczenie Hagii Sophii na własne oczy, to było moje potężne podróżnicze marzenie! Pewnego dnia zgadałam się z zaprzyjaźnioną blogerką Kamilą, że razem tam polecimy, bo ona bardzo chciała wrócić po latach, a mnie Stambuł nieraz śnił się po nocach. ;)
Niestety Kamila również w ostatniej chwili musiała zrezygnować z lotu…… (serio, to nie moja jakaś dziwna aura! chyba…), więc byłam zmuszona polecieć bez niej. I choć wiem, że byłoby nam razem weselej i szalenie szkoda mi było tracić niemal Przewodniczkę;), to zwiedzanie tak fascynującego miejsca w pojedynkę też ma sporo zalet. I daje dużo więcej opcji poznawania ludzi. A ludzie to przecież jeden z najciekawszych elementów podróży!
Przede wszystkim zwiedziłam słynne Muzeum i to spełnione marzenie już daje plus milion do sentymentu. Ale generalnie całe miasto mnie oczarowało i zaintrygowało jeszcze bardziej niż wcześniej! Cztery dni to zdecydowanie za mało na nie, ale dobre, by rozpalić ciekawość i chęć powrotu.
Szczególnie urzekł mnie widok na europejską część miasta z azjatyckiego brzegu, lokalna kuchnia i szklanki do herbaty! :D
Oczywiście też wiele więcej, ale o tym będzie osobny post. Zwłaszcza, że trafiłam tam podczas Ramadanu! A to było naprawdę ciekawe doświadczenie. ;)
Żuławy | Wyprawa rowerowa
Już niemal tradycyjnie – latem – pakuję sakwy na rower i wyruszam gdzieś w Polskę. W tym roku padło na Żuławy Wiślane, które są tak naprawdę rzut beretem od Gdańska. Ale o to chodziło. Nie mogłam sobie pozwolić na dłuższą trasę, bo chwilę później lecieliśmy w najważniejszą podróż tego roku! Ale skoro pogoda była znakomita, kilka dni mogłam wygospodarować, a rower zbyt długo stał już obrażony w piwnicy, to trzeba było działać!
I decyzja była trafiona pod każdym możliwym względem! Miejsce kapitalne, region intrygujący, a słońce rewelacyjne. Brakło mi może z jednego dnia na takie dopełnienie wstępnie zaplanowanej trasy, ale najważniejsze punkty zobaczyłam i baaaardzo odpoczęłam! Paradoksalnie :D bo może nie fizycznie, ale psychicznie jak najbardziej.
Nie będę tu opisywać ogromu problemów, komplikacji i przeciwności związanych z naszym nowym gdańskim gniazdkiem, ale w skali 1-1000, to tak uparcie pchałabym wskaźnik poza tego tysiaka, aż bym urwała. Tak, dosłownie. Stres i niemoc wyzwala agresję, więc może by mi i ulżyło! ;)
Ale Bzzzyk [rower – wiadomo, że ma imię!] pomógł na tyle fajnie, że nic nie musiałam psuć. I to jest piękne w takiej trasie. Pozostanie samemu ze sobą, ze swoimi myślami, słabościami, wyzwaniami… Wtedy każdy osiągnięty cel, przekroczenie granic możliwości, wysiłek fizyczny i uśmiech ludzi działa jak balsam. Na wszystko!
A gdy odstawiłam rower i sakwy, niemal od razu Romek porwał mnie dalej. I to dopiero było szaleństwo!
Szkocja | Wyprawa samochodowa dookoła kraju
10 dni na 10 rocznicę ślubu. Fajnie brzmi i lubię to powtarzać. :) To nie był nasz pierwszy taki wypad, bo jedenaście lat wcześniej – gdy mieszkaliśmy w Edynburgu – objechaliśmy już spory kawał tego kraciastego kraju.
Ale od tamtej pory wciąż chcieliśmy wrócić i zobaczyć więcej! Oczywiście też wrócić w niektóre miejsca, zrobić lepsze zdjęcia, ocenić zmiany… Ale jednak ciągnęło nas jeszcze bardziej na północ.
I TO był strzał w 10-kę, bo tzw. Route 500 jest tak fantastyczna, że – choć to chyba niemożliwe – pokochaliśmy ten kraj jeszcze bardziej!! Kurczę, no mówię Ci, Szkocja widokowo jest niesamowita! A trasa północna nawet nas zaskoczyła obrazkami jak z zupełnie innej części świata.
I piszę to, pomimo, że mieliśmy bardzo kiepską pogodę. Pierwsze kilka dni w deszczu, potem trochę słońca, ale generalnie było pochmurnie, mokro i szaro. Coś w tym musi być, że ta kraina cudnie się prezentuje nawet w takich warunkach. Nie żałujemy ani jednej minuty tej wyprawy!
A ogólny zarys trasy nakreślony jest już w tym poście o road tripie po Szkocji.
I znów będziemy czekać na powrót. Mam nadzieję, że tym razem nie aż 11 lat! ;)
Krzyżtopór | Jak tu nie kochać zamków?!
Jakoś tak się dziwnie złożyło, że choć urodziłam się zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od tego cuda historycznej architektury, to nigdy nie widziałam go na żywo. I pomimo, że stał bardzo wysoko na liście miejsc w Polsce do odwiedzenia, to wciąż był jakoś tak nie po drodze. Aż do tego roku!
Jadąc dosłownie przez całą Polskę – z Gdańska do Jarosławia – na festiwal, okazało się, że jest niemal na trasie i naprawdę grzechem by było nie zahaczyć!
Cóż mogę powiedzieć, chodziłam, fotografowałam i zrozumieć nie mogłam, dlaczego tak późno?! Ale przecież lepiej tak, niż wcale, prawda? Z drugiej strony nie wiem, czy ja tak dziwnie trafiłam, ale było niemal pusto. Czyżby to był jeden z bardziej niedocenionych zabytków w naszym kraju?…
Jeśli Tobie wciąż nie udało się zobaczyć tego zamku na własne oczy – zmień to! ;)
Jarosław | Festiwal i Jarmark
Doszłam to tego etapu, że rok bez wyjazdu do Jarosławia na festiwal, wydaje się rokiem straconym. Oczywiście nie każdy czuje klimat muzyki dawnej, ale spokojnie – tu jestem tolerancyjna. A przynajmniej się staram! :D Niemniej, Jarmark Jarosławski to już coś, co zainteresuje każdego, a splata się terminowo z Festiwalem Pieśń Naszych Korzeni całkiem sprytnie, więc można łączyć ciekawe z ciekawszym. Nietypowe z bardziej nietypowym… i tak dalej.
Zwłaszcza, że oba wydarzenia super podkreślają niezwykłą historię miasta! Wiesz, że kiedyś było to jedno z najważniejszych i najzamożniejszych miast w Polsce? Super ważne na szlaku handlowym od wschodu aż po Bałtyk! Co nieco rozjaśniałam w poście o Jarmarku, więc jeśli choć trochę Cię interesują takie rzeczy, to zajrzyj do niego.
A że tam zawsze spotyka się bratnie, artystyczne i nieco szalone dusze, to wystarczy mieć ze sobą paszport i…..
Lwów | Spontan pofestiwalowy
…z Jarosławia do Przemyśla pociągiem (4 PLN/os), z dworca do granicy busem (2 PLN), granica pieszo (za darmo), za którą jeden z wielu busików prosto do centrum Lwowa (15 PLN). Tak, dobrze widzisz – podróż do tego niezwykłego miasta kosztowała mnie 21 złotych w jedną stronę!
Zatem, czy warto było jechać na jedną dobę? Pewnie, że tak! Wraz z Monią (tą samą z którą nie raz już podróżowałam do Gruzji) dotarłyśmy do hotelu przed kolacją. Hotel – mega! Kolacja – pycha!! Następnego dnia śniadanie – królewskie!!! Bo nawet w wykwintnej restauracji można zjeść śniadanie w cenach jak w Gdańsku, tylko o 3 klasy wyżej!
Niestety trafiłyśmy po totalnych upałach na załamanie pogody…. ale za to zaprzyjaźniony mieszkaniec Lwowa – Andij, zaprowadził nas na dobre nalewki poprawiające krążenie! :D
W ogóle zaopiekował się nami super, bo jechał wraz z nami (i swoją rodziną) z jarosławskiego festiwalu, gdzie prowadził warsztaty wokalne. A na co dzień – we Lwowie – jest kierownikiem chóru Katedry Ormaińskiej! Czyli jednego z najważniejszych i najstarszych zabytków Lwowa! Dzięki temu miałyśmy niepowtarzalną okazję wejść tam, gdzie turyści nie mają wstępu i do tego Andij wraz z Moniką wyciągnęli nuty i zaczęli śpiewać! No magia! Jaka tam jest akustyka!!! ♥
Do Lwowa wrócę na pewno! Tym razem z Romkiem. ;) I już doczekać się nie mogę!!
Trzy zdania podsumowania ;)
Właśnie tak się jakoś złożyło, że w tym roku większość podróży odbyłam bez męża. ;) Aż pięć z nich! Trochę to kwestia urlopu (u niego bardziej ograniczonego), a trochę sprawcy całego tegorocznego zamieszania związanego z naszym zakotwiczaniem się w Gdańsku. Ale choć to był dla nas ciężki i bardzo problematyczny rok, gdzie podróże były krótkie i pełniły głównie rolę odstresowującą, to wierzymy, że 2019 będzie inny. Lepszy! Ba! Nawet staniemy na głowie, by tak było!
Dobra, Romek stanie, ja nie umiem.
Za to bywam bardziej uparta (jak na jedynaczkę przystało!) i potrafię dopinać swego. :D
Także ten… can’t wait!
Co dalej?
Nowy Rok!
2019 :)
Choć post zaczynałam pisać w pierwszych dniach stycznia, jeszcze w Gdańsku, to kończę go już w Bangkoku. To tu spędzamy resztę zimy i powrotne bilety mamy kupione tak, by wrócić do Polski dokładnie pierwszego dnia WIOSNY! ☼
A to już znaczy, że JEST lepiej!!
Co dalej? Sporo! Musimy odreagować poprzedni rok, więc będzie wesoło, aktywnie i ODLOTOWO! :D
Stay tuned! | Bądź na bieżąco! ;)
10 komentarzy
jeszcze sobie ten Stambuł odbijemy <3
BARDZO na to liczę! ♥
ja też!!! :D
BARDZO na to liczę!!! ♥
Wy już w Tajlandii, a u nas temperatura rośnie. Będzie ze 4 °C :P czyli pewnie podobnie jak na tytułowym zdjęciu z zamkiem. Chyba :D ale wygląda na chłodek. W każdym razie grzejcie się tam i niech ten 2019 Nowy Rok Wam służy jak najlepiej.
Dużo słońca! Nie tylko w Tajlandii;)
Cztery stopnie brzmią super! :D Ale jednak w Szkocji było wtedy jakieś dziesięć więcej. ;)))
Dziękujemy Alicja i Tobie również dużo słońca i powodzenia w Nowym Roku! :)
Ale miło znaleźć się po raz kolejny w podsumowaniu Waszych zeszłorocznych podróży :D Życzę Wam, żeby i po tym roku było co podsumowywać! Początek roku na pewno może być niezłą siłą rozpędu do tego :) Bywajcie tam zdrowi :*
Moniu, cała przyjemność po naszej stronie! ♥ Dzięki Kochana! Ściskamy mocno i ślemy słonka jak najwięcej!!! ☀️
Niesamowicie wciągająca i ciekawa lektura :)
Super! Bardzo się cieszę :) niby trudny, ale ważny rok. Dzięki Marcin :)