☞ english version ☜
Pacyfik. Ten największy i najgłębszy ocean na świecie, ma nosa do skarbów. W odległości tysięcy kilometrów od innych linii brzegowych, skrywa perłę nad perłami – Rapa Nui. Jak pępek w centralnym miejscu potężnego brzucha, zaznacza swoją obecność i wagę od zawsze. A przynajmniej odkąd o niej wiemy.
Powszechnie zwana Wyspą Wielkanocną, znana jest w świecie z tajemniczych posągów Moai. I nic dziwnego. Na tej niewielkiej wysepce odkryto ich niewiele poniżej tysiąca!
Patrząc na fotografie, czy filmy o tym miejscu, kojarzy się z nietypowo-zagadkowym, ale jednak rajem. Palmy są, słońce grzeje, ludność piękna i opalona. Do tego banany, ananasy i kwiaty jak z folderów SPA. Te ostatnie zawsze zdobią śliczne, polinezyjskie twarze uśmiechniętych dziewczyn.
I dziś nie o Moai będzie ten post, a o tych dziewczynach. Bo kamień milczy, ale kobieta już nie. Tylko kto ją usłyszy? Gdy odcięta jest od świata najpotężniejszym Oceanem? Do tego Spokojnym (o paradoksie!).
Chile wkracza na wyspę i ustanawia prawo
Historia wyspy, od momentu odkrycia jej przez żeglarzy (Wielkanoc w roku 1772), jest zawiła i trudna. Skupię się więc na tym, jak chilijski rząd uregulował status Rapa Nui, włączając do swojego regionu Valparaiso, jako terytorium specjalne. I nadał ludziom prawa obywatelskie.
Mamy rok 1966, gdy powstają 52 artykuły Prawa Wielkanocnego (Ley Pascua) i zdecydowana większość z nich do dziś pozostaje bez zmian. Jednakże w ciągu tych ponad 50 lat, poziom przemian wynikający z wpływów zewnętrznych jest potężny! A wręcz słowo potężny wydaje się tu śmiesznie małe.
No bo wyobraźmy sobie obszar tak odosobniony, jak wspomniałam wyżej. O mocno zakorzenionej kulturze, nijak nie związanej ze światem zewnętrznym (który dziarsko ewoluował porzez wpływy międzykontynentalne). I nagle – buch! Dżinsy, plastik, papierosy! Potem samoloty, telefony aż w końcu Internet!
I proszę mi tu bez oceniania oraz tekstów typu dzikusy jedne, bo będę strzelać z procy miedzy oczy! Jestem przekonana, że gdyby nasz kraj rozwijał się w kompletnej izolacji, wcale nie doszlibyśmy dalej niż oni. Ba! Posągów o wadze wagonu kolejowego też byśmy nie stawiali. Może zrobilibyśmy coś innego, ale to rozkmina na inny czas.
Artykuły 13 i 14
To o nie się tu rozbiega. Są krzywdzące bardzo i wręcz prowokują do zła. A mówią o tym, że przestępstwa popełnione na wyspie – w tym gwałty na letnich i nieletnich – mają mieć mooocno zaniżone konsekwencje. I jak w Chile gwałt jest karany więzieniem na minimum 15 lat, tak na wyspie już tylko trzy lata i jeden dzień. Ale to nie wszystko!
Bo jeszcze można takiemu przestępcy pozwolić na spędzenie dwóch trzecich tego wyroku poza więzieniem. Czasem musi sobie przy tym troszkę popracować dla kogoś, albo siedzieć w domu pomiędzy godzinami 22 a 6 rano. Względnie nocny areszt, jak są miejsca w ciasnym więzieniu. A w dzień, to do warzywniaka, by pokłonić się przyjaźnie zgwałconej niedawno dziewczynie.
Wyobrażasz sobie strach tej dziewczyny przed wyjściem do warzywniaka?!!
Czy 50 lat temu bały się mniej?
Nie, oczywiście że nie! Ale wtedy na wyspie mieszkało duuużo mniej ludzi. Nie było osiedleńców z innych krajów, a sami Rapanuiczycy tworzyli kulturę, która była specyficzna dla tego miejsca, warunków i społeczności. Na pewno kojarzysz zdjęcia w samym bikini, może zdarzyło Ci się zobaczyć taniec pary pełen seksualnych ruchów, albo przeczytać gdzieś o tym, że na wyspie współżycie młodych ludzi zaczynano dość wcześnie.
Ale jest różnica – i to ogromna! – pomiędzy namiętnością czy przyzwoleniem, a gwałtem! I choć chilijscy urzędnicy tłumaczą ustanowione prawo przystosowaniem do specyficznej kultury wyspiarzy, to jest to jedynie mało refleksyjna wymówka.
Przemoc seksualna z pewnością zdarzała się wielokrotnie i wewnątrz rdzennej ludności. Takie zachowania występują na całym świecie – bez wyjątku. Ale skoro świat krzyczy, że to jest złe, gwałcicieli i pedofili traktuje się w więzieniach potwornie i prawa człowieka biorą górę, to co z wyspą?
Nie można komuś dać Coca Coli, chipsów, czasopisma i Internetu, a zapomnieć o prawach człowieka! I ludzkiego traktowania kobiet.
A potem wypuścić podstarzałego pedofila z więzienia i sprawić, by napastowana przez niego wcześniej nastolatka, przestała chodzić do szkoły. Przecież ona zwyczajnie boi się swojego oprawcy. I nie tyle samego ponownego wykorzystania, co zwyczajnej zemsty o to, że go wydała! No c’mon!
Piszę o tym akurat teraz…
…bo bardzo dotknęła mnie sprawa bliskiej mi osoby. Dziewczyny ślicznej, niepełnoletniej, najlepszej uczennicy w szkole. Oczywiście z Rapa Nui.
Gdy miała 4 lata, ojciec opuścił wyspę i zerwał kontakt. W wieku 10 lat była molestowana przez 50 lat starszego faceta (który nie jest rodowitym wyspiarzem). A wieku 17 lat padła ofiarą internetowej przemocy seksualnej, poprzez konto na Instagramie. Tym razem pełnoletni, choć młody mężczyzna jest w połowie Rapanuiczykiem, a w połowie Europejczykiem.
Gdy zgłosiła pierwsze przestępstwo w szkole, nastąpiło dochodzenie, które pedofil spędzał na wolności. Bidulka bała się chodzić na zajęcia, opuściła w nauce, odstawiła pasje i wpadła w depresję. Potem zaatakował ją drugi facet. Nie miał jak osobiście, więc poszedł w internety?! Z przyczyn dochodzeniowych nie mogę napisać więcej. Ale uwierz mi, to jest jakaś masakra. Dla jej umysłu i przyszłości na pewno. Co z tego, że jest piękna i zdolna, jak facetom może nie zaufać już nigdy?
To nie jedyny przypadek. Oj bardzo przykładowy! Ale potrzebny, by pokazać Ci wagę sytuacji. Bo ten pedofil niedługo może wyjść z więzienia na dzienne spacery, a to dziecko zwariuje ze strachu! Rapa Nui jest naprawdę malutką wyspą z jedną miejscowością i dwiema na krzyż głównymi ulicami. Ja tam na lotnisko, to piechotą szłam z domu, bo to rzut beretem był.
Tak więc efekt jest taki, że na tak małej wyspie, to one – ofiary – zostają zamknięte jak w więzieniu ze swoimi oprawcami! Nie mają się gdzie schować…
Pomóż mi pomóc tym kobietom i dzieciom!
Bo sama nie dam rady, ale w grupie siła!
Skoro ocean zagłusza ich krzyk, użyjmy Internetu! Zwłaszcza, że Covid-19 blokuje opcje protestów w Santiago i osobiście nie mają jak wysłać przyjaciół pod urzędy w kontynentalnej stolicy.
Jak możesz pomóc?
Udostępniaj, przekazuj dalej informację, wyłącz obojętność. To pierwsza opcja, jeśli nie chcesz uczestniczyć w tym własną twarzą.
I też bardzo ważna! ♥
A jeśli masz jednak w sobie na tyle siły i niezgody na to, co powyżej opisałam – zaangażuj się bardziej. Mam potwierdzenie od przyjaciół z różnych stron świata, że dziś i jutro zrobią to co my i udostępnią swoje zdjęcia w sieci. Facebook, Instagram, Twitter, nawet LinkedIn!
Weź i Ty napisz kilka słów na kartce.Ręcznie, na takiej zwykłej, od drukarki, nie musi być równo. Tekst podaję poniżej ☟
¡Ya eshora!
REALIZAR CAMBIOS EN LA LEY PASCUA
>> artículos 13 y 14 <<
Imię, Kraj
#TodosSomosMujeresDeRapaNui
(tłum.) Czas najwyższy!
Dokonać zmian w Prawie Wielkanocnym >> artykuły 13 i 14 <<
Tekst jest po hiszpańsku, by dotarł do chilijskich władz jak najlepiej. Oni są średni w angielskim (delikatnie powiedziawszy), a o polskim to wiadomo – możemy zapomnieć.
I ważne – wrzucając swoje zdjęcie z tą kartką w Social Media pamiętaj o hasztagu #TodosSomosMujeresDeRapaNui (wszyscy jesteśmy [z] kobietami z Rapa Nui). Dzięki temu manifestujące kobiety na wyspie zobaczą nas wszystkich i dostaną ogromnego kopa, bo są już trochę zmęczone. Pomyśl jak bardzo rozkwitną po takim wsparciu!!!
Wyobrażasz sobie ich szok, radość i wzruszenie, gdy nagle wyświetlą pod jednym hasztagiem ogrom osób z kartkami, gdzie imiona i kraje będą z całego świata?! Australia, USA, Hiszpania, Argentyna, Polska… Teraz właśnie i Ty możesz sprawić, że się naprawdę uśmiechną! I wzmocnią!
A jeśli nie chcesz, by Twoja twarz poszła w świat – zrób zdjęcie z kartką przed głową. Możesz pokazać tylko oczy na przykład i imię. Lub nawet to nie. Powiem więcej! Zamiast wrzucania go z Twojego profilu, takie zdjęcie możesz wysłać do mnie mailem (kontakt@ewaway.pl), a ja wsadzę je w kolaż i udostępnię bez żadnych danych – słowo! Każde wsparcie się liczy.
Ich wyspa, ich problem
Oczywiście możesz też nie zrobić nic.
I okej, masz prawo, teoretycznie nie Twoja sprawa. Ja też mogłam napisać do przyjaciół na wyspie: współczuję, trzymajcie się! i wrócić do swoich zajęć.
Ale wierzę w karmę. Dobrą energię, siłę wspólnoty i sens pomocy. I dlatego zarwę dziś kolejną noc, by zobaczyć najbliższy marsz silnych kobiet ulicami miasteczka Hanga Roa. Tam, pośrodku oceanu. /Na pewno udostępnię nagranie na swoim Facebooku./ Kobiet, które po raz pierwszy być może poczują, że nie są w tym same.
A wtedy wiem, że przeniosą góry! I zmienią to cholerne prawo. Z nami!
I siedemnastoletnia T. przestanie się bać i zacznie budować swoje życie na nowo. ♥
Masz jakiś inny pomysł na pomoc? Podziel się proszę w komentarzu poniżej. Może wspólnie coś jeszcze przyjdzie nam do głowy!
Osobiście liczę, że jak zaangażuje się w to więcej, niż te 20 osób, które mi wstępnie obiecało, to zainteresują się tym jakieś skuteczne organizacje i dziennikarze (no ileż można pisać tylko o wirusie?!).
A wtedy to będzie krok milowy w postępach :)
GO GIRLS & GO GUYS!
☟ Edit: Kilka dni później ☟
Jaki jest efekt akcji?
Tak właśnie wygląda efekt zaangażowania wspaniałych Ludzi, którym się chciało, nie przeszli obojętnie i dołożyli swój wkład w zmienianie świata na lepsze ♥ za co po raz kolejny ogromnie im dziękuję!!
Gdy przesłałam te zdjęcia na wyspę i pooznaczałam instytucje, które walczą o wspomniane zmiany oraz gdy moi facebookowi znajomi [z wyspy] zobaczyli je u mnie na profilu, był szok i niedowierzanie.
I taka nieopisana wdzięczność! ♡
Poczuli, że nie są w tym sami.
I o to chodziło! Bo takie coś dodaje skrzydeł. Siły i wiary w słuszność swoich poczynań. Zaczęto prowadzić są dyskusje, aktywnie ruszyła edukacja mieszkańców i zaplanowano głosowanie za zmianami.
Efekt jest taki, że głosowanie przebiegło pomyślnie i dziś czekamy na zatwierdzenie zmian. Oficjalnie w chilijskim prawie. Ale osoby reprezentujące rząd Chile publicznie obiecały tego dopilnować.
Trzymajmy kciuki, by stało się to jak najszybciej!
❀❀❀