Gonimyslonce.pl zmiana na EWAway.pl

Gdzie się podziało GonimySlonce.pl?

autor Ewa
16 komentarzy

Zmiana nazwy bloga i sugestia zmian osobowych może rodzić pewne pytania. Tak przypuszczam. Dlatego powstaje ten post. By na nie odpowiedzieć i przy okazji wyjaśnić skąd taka rewolucja. A co za tym idzie, podzielić się paroma przemyśleniami, czy też zarysować obraz postaci tak, by w sumie wszystko samo okazało się jasne. Ale mam świadomość, że dziś nie każdy lubi czytać długie poematy, więc podaję – jak na tacy – rozwiązanie zarówno dla wielbicieli konkretów, jak i koneserów czytania dłuższych artykułów.

Jeśli należysz do tej pierwszej grupy – zeskroluj od razu do dołu, gdzie jest bardzo krótkie podsumowanie tego wpisu. Nie dziękuj, w zasadzie sama ubawiłam się przy tym zakończeniu.


Jeśli jednak masz czas i ochotę dowiedzieć się więcej, pełny poniższy tekst jest dla Ciebie.

Sztuka. Do trzech?

Trzeci raz podchodzę do tego posta. W kawiarni nie wyszło. Za dużo się działo, a mętlik w mojej głowie, zamiast się wpasować w miejscowy chaos, stanął w opozycji. Się wziął i zablokował! Zaparł butami na gumowej podeszwie, zaryglował i docisnął drzwi komodą. Ze szklankami!

Drugie podejście było już przy biurku. Ulubiona kawa, zielone lampki choinkowe i nowe odkrycie muzyczne rodem z Norwegii, wydawało się trafione. Jednak i to okazało się kompletną klapą, bo krzesło jakby niewygodne, muzyka zbyt zajmująca i jakoś tak… za jasno.
To do ilu razy sztuka?

Tak, do trzech! Gdyby moje stopy miały kciuki, to i na nich bym je teraz zacisnęła, żeby się udało! Ale jest szansa. Usadowiłam się na łóżku, światło przygaszone, świeczka z pszczelego wosku wyzwala radosny płomień, a w tle gra moje ukochane Dead Can Dance. Jest moc!

A czemu było tak trudno? No właśnie wstyd się przyznać, ale nie napisałam nic na bloga od bardzo dawna. Tak dawna, że aż nie napiszę ile to czasu. Ale nie czas ma tu znaczenie, a prawdziwe bitwy toczące się w podświadomości. Wojnę udało się wygrać, ale bitew przegranych mam na swoim koncie sporo.

Aaaa o co chodzi?

Siedem lat bloga i kryzys blogera

To miał być mój przełomowy rok. Rok Świni w chińskim kalendarzu przypada między innymi na mój rocznik i wszystko wskazywało na to, że taki właśnie będzie. Powiem więcej, w zasadzie to był! Bo przełomy nie zawsze oznaczają sielankę, czy same różowe barwy. Choć podróżniczo to było istne szaleństwo! Nie ma miesiąca, przy którym nie miałabym co wpisać, wymieniając miejsca podróży. Nie bywałam w domu za długo, a do biura wpadałam chyba głównie z sentymentu do ludzi i ze smakołykami z wypadów.

Ale gdy po powrocie z Tajlandii okazało się, że zaginęła mi jedna bardzo ważna karta ze zdjęciami, coś we mnie pękło. Wpadłam w jakiś taki depresyjny stan i koniec. Pustka. Skupiałam się na pytaniu: po co to wszystko? I podejściu: skoro teraz nie mam zdjęć na bloga, to postów nie będzie.

Wiem, bez sensu takie myślenie, ale ja serio nie miałam humoru przez blisko miesiąc. Chciało mi się płakać i nie wierzyłam, że ta karta już się nie znajdzie. Nie każdy to zrozumie, ale dla fotografa (nawet jeśli tylko pasjonata, któremu czasem wyjdzie coś ładnego), to swego rodzaju katastrofa. Dla mnie zdjęcia są jak dzieci. Pamiętam je wszystkie oraz okoliczności ich powstawania. Każdy kadr, każde światło, każdy detal. A straciłam całą Północną Tajlandię, w której byliśmy po raz pierwszy i to było kilkadziesiąt GB przemyślanych kadrów.

Zostały mi dwa zdjęcia, które zdążyłam wrzucić na List z Podróży. Pomniejszone, ale jednak.

Oto jedno z nich. Mała pamiątka z Białej Świąni w okolicach Chiang Rai

Porządny kryzys nie mija szybko

Dołek w końcu minął, utrata dała się oswoić, ale odebrała mi energię do bloga, do social mediów, do tworzenia czegokolwiek. Zaczęły się refleksje. Co dalej? Czy warto jest pisać oraz poświęcać każdy wolny dzień i wieczór na siedzenie przy kompie? Czy ta niedoceniona trochę jednak praca warta jest poświęceń? Czy powinnam przyczyniać się do rozwijania turystyki, która poszła o krok za daleko i nie wygląda na to, by się miała zatrzymać? Co z ekologią? I ilu osobom, którym nasze poradniki pomagają podróżować, chce się poznawać świat w sposób odpowiedzialny, czyli tak jak promujemy, a ile z nich łapie tylko ceny. A potem tylko wpada na chwilę do tych magicznych miejsc z buciorami, śmieciami i nie respektuje zwyczajów panujących w odwiedzanym kraju?

Najwięcej takich refleksji mam zawsze w Bangkoku na Khao San Road. Słynnej turystycznej ulicy, której my z Romkiem akurat nie lubimy. Tam tak często poziom polskich obywateli przechadzających się modną ulicą w sposób głośny i zauważalny, jest co najmniej żenujący.
Wyliczyliśmy kiedyś, że statystycznie, co trzeci Polak jadący do Tajlandii, przekopuje się przez nasze tajskie posty. To sporo, zwłaszcza, że jak ktoś jedzie grupowo, czy nawet w parze, to zwykle tylko jedna z osób ogarnia takie rzeczy jak blogi i przygotowania. A zatem, jest niemal pewne, że również to sporej części z tych obywateli pomogliśmy znaleźć się w tym miejscu w sposób oszczędny, dobrze zorganizowany i niemal łopatologicznie objaśniony.

No i pojawił się kolejny kryzys. Czy ja chcę pisać – nieraz tygodniami – darmowe przewodniki dla takich właśnie ludzi? Poświęcać swój czas, uwagę i oczy, by sprawdzać coś po sto razy, wypatrywać, przekopywać? Dla wszechobecnych polskich przekleństw na ulicach świata i alkoholowych oddechów z tekstami obrażającymi tubylców?
Jak Ty myślisz?

Wyobraź sobie, że przez te wszystkie sytuacje i przemyślenia (oraz ciągłe podróże), na blogu pojawił się taki zastój we wpisach, że nawet Romek zdecydował się napisać dwa posty!!! No to jest szok, uwierz mi.

Blogerka-idealistka na rozdrożu

Musiałam przetrawić to wszystko. Bardzo dużo podróżowałam i wciąż obserwowałam, analizowałam i szukałam pomysłu na siebie w sieci. Aż byłam dosłownie krok od porzucenia bloga. A to coś, co jakiś czas temu było kompletnie nie do pomyślenia.

Ale kiedy stanęłam już ten krok od mety, zrobiło mi się szkoda. Udało mi się wyłączyć myślenie o samych negatywach. Pomyśleć o ogromie empatycznych i świetnych podróżników, którzy poznają świat, by stawać się lepszymi i bardziej ogarniętymi ludźmi. Przeczytać komentarze, czy maile od wdzięcznych i naprawdę kulturalnych ludzi, których ten blog inspirował, pomagał i intrygował.

Zaczęły powoli pojawiać się pomysły na to jak go prowadzić, by dawać coś więcej niż gotowe rozwiązania, ale też i sypać perełkami od czasu do czasu z różnych stron i dziedzin.

Moją zarówno wadą jak i zaletą jest wszechstronność. Z jednej strony mam w sobie wiele rozmaitych talentów, a z drugiej, zamiast skupić się na najciekawszych i rozwinąć do granic doskonałości, to łapię za kolejną dziedzinę, która mnie fascynuje. Lekko rozbrajające, ale można się przyzwyczaić. I spróbować to wykorzystać!

Bo skoro mam cały wachlarz inspiracji w rękawie, to czemu mam się skupiać tylko na podróżach? Kiedyś prawie utworzyłam drugi blog, ale wiedząc, że na jeden nie starcza mi czasu, to opamiętałam się w porę, żeby nie dokładać sobie dodatkowej roboty i czasem jednak spać w nocy. Dlatego pomysł o trzecim ubiłam w głowie jeszcze zanim zdążył wykiełkować. :D

Ale do tego, co planuję tutaj zamieszczać jeszcze wrócę. Tymczasem odpowiedzmy sobie na pytanie:

A co z Romkiem?

Wszystko u niego w jak najlepszym porządku. :) Żeby zrozumieć dlaczego nie będziemy prowadzić tego bloga wspólnie, trzeba go lepiej poznać.

Przede wszystkim warto, bo to super facet. ;) Ale on podróżuje zupełnie inaczej niż ja. Nie uwiecznia każdej pierdoły aparatem, potrafi wyjść z pokoju na śniadanie bez telefonu, a gdy siada na plaży, wsłuchuje się w szum morza bez nagrywania stories. Gdy dostaje jedzenie w restauracji, nawet podane na liściu z bananowca, mówi tylko „popatrz jak ładnie podane” i jest gotów delektować się posiłkiem bez sfotografowania go. Nie pisze rozbudowanych tekstów, bo nie czuje się w tym dobrze i w zasadzie nie przepada za tym, by mu robić zdjęcia. Zwłaszcza te pozowane.

Muszę jeszcze coś dodawać? ;) Chyba sytuacja robi się jasna w kwestii wycofania się Romka z blogowych aktywności.

Co więcej, trochę mnie tego podejścia niechcący(?) nauczył i ja również coraz częściej zaczęłam cieszyć się miejscami i wydarzeniami bez dzielenia się tym ze światem. Stąd też, poniekąd, mój zastój i kolejna bitwa umysłu.

Dziś efekt jest taki, że chyba udało mi się to wypośrodkować. Dzielę się rzadziej, ale wciąż to lubię. I nie będę ukrywać, że to szalenie miła odskocznia siąść czasem na plaży i nie zrobić żadnego – serio żadnego! – zdjęcia. :D Ale na dłuższą metę mnie to męczy, bo ja zwyczajnie uwielbiam się dzielić wszystkim co mnie fascynuje. I zaczynam po chwili mieć poczucie, że czegoś nie zrobiłam, jakoś tak niepełnie się czuję.
Dlatego ja zostanę tu z Tobą. :)

A Romek nadal będzie moim mężem, przyjacielem, towarzyszem niektórych podróży i wsparciem technicznym na blogu. No niestety, to ostatnie, to jego małe przekleństwo bycia programistą. Ale on nawet się od tego jakoś bardzo nie wykręca. Jestem przekonana, że nadal będzie mi pomagał przy praktycznych postach i zapewniam Cię, że czasem ustrzelę mu jakieś zdjęcie w podroży. Bo tak! Bo mogę, a on mi to wybaczy. ;)

Natomiast nie zawsze podróżujemy razem, bo Romek lubi pracę w zespole i ma ochotę popracować stacjonarnie. Ja, pracując zdalnie, mam trochę większego szwędacza w głowie i zwyczajnie nie usiedzę. Do tego moja lista podróżniczych marzeń jest dużo dłuższa niż jego, zatem jakoś to muszę nadganiać.

Gonimyslonce.pl – geneza w kilku zdaniach

Podsumuję to tak. Romek był pomysłodawcą bloga, gdy ruszaliśmy w podróż dookoła świata. To było jego bardzo praktyczne podejście, że tak najłatwiej będzie dawać znać bliskim co u nas i co udało nam się zobaczyć. Nazwę bloga też wymyślił i – na okrążanie Ziemi tak, by wszędzie trafiać na wiosenno-letnie pory roku – trzeba przyznać, że była bardzo adekwatna.

Jednak potem wróciliśmy i to ja się do bloga przywiązałam, bo posty i zdjęcia były głównie moje. Wtedy już powtarzał, „to twój blog słońce, choć technicznie zawsze ci pomogę”. I tak właśnie było.

Przyszedł czas to zalegalizować

Ale na moich warunkach. Ha ha, jak to brzmi! Ale serio, skoro mój, to nie ta nazwa.

Bo co ze Szkocją (średnie skojarzenie ze słońcem), która jest moją miłością absolutną? Co z muzyką i postami kulturalnymi? Poza tym, nikt prawie nie wie, że jestem też kolorystką i stylistką ubioru. Dyplomowaną wizażystką, z zacięciem charakteryzatorskim. Do tego wprost uwielbiam gotować i eksperymentować w kuchni, wplatając w to potrawy z poznawanego świata.

Zaczynam bardzo mocno iść w stronę nurtu less waste, bo ogromnie mnie martwi to, co dzieje się ze światem, który kocham całą sobą. Na wyprawy rowerowe zawsze jeżdżę sama, bo to czas na mój osobisty reset i poznanie Polski od bardzo intymnej strony. Lubię inne książki niż Romek, a piwa szczerze nie znoszę. Za to o kawie mogłabym rozprawiać, jak o filozofii antycznej. Choć akurat o filozofii nie będzie na blogu. :D
Ale całą resztę będę tu przemycać.

Bo właśnie powstaje moje miejsce w sieci, w którym nie będzie jednolicie i sztywno.

Świat okiem artystki

Będzie za to barwnie, muzycznie, niestandardowo, trochę praktyczne, trochę smacznie i czasem z morałem. Ale zawsze z uśmiechem! Nie obiecuję regularności (choć się postaram!), ani krótkich postów, bo to nie jestem ja. Ale nudy na pewno nie będzie. Bo z genów, wykształcenia i charakteru jestem artystką. Gram na violi da gamba, studiowałam muzykologię, potrafię walczyć mieczem półtoraręcznym, a analizy kolorystyczne robię na podstawie ponad stu chust, bo mało kto w Polsce potrafi takie rzeczy. I to jestem ja. Przekorna indywidualistka chodząca własnymi ścieżkami i tylko po swojemu.
A skoro nuda mnie nudzi :D (cyt.), to Ci jej przecież nie zaoferuję!

Kunming, Chiny. Spektakl kulturalny Dynamic Yunnan. Fot. Ewa Wilczyńska-Saj

Zaintrygowana/y? Mam nadzieję :) Zostań ze mną i najlepiej wpisz się na listę mailingową do listu z podróży, bo to jest bonus tylko dla wybrańców! A Ty teraz decydujesz, czy chcesz należeć do elity, czy nie.

Zwłaszcza, że już za dwa tygodnie będę nadawać z Wyspy Wielkanocnej, gdzie – jak wszystko dobrze pójdzie – zostanę do końca zimy! ♥
A jak często dostajesz od kogoś list z prawdziwego końca świata? ;)

Wersja skrócona, czyli przewidywane FAQ w temacie zmiany bloga ;)

Czy zmiana na EWAway.pl jest na stałe?
Tak

Gonimyslonce.pl zostaje w archiwach?
Tak, choć zimowe (wspólne) podróże nadal będą na blogu tak opisywane i tagowane w ten sposób social mediach

Czyli EWAway.pl będzie rozszerzeniem poprzedniej wersji bloga?
Dokładnie; pojawi się więcej tematów okołopodrózniczych, a może i nawet pozapodróżniczych

Czy nowa nazwa ma coś wspólnego z imieniem osobowy piszącej ten blog?
Tak :D

Czemu decydujecie się na taką zmianę?
Bo chcemy i możemy

Czy macie kryzys w związku?
Nie, wręcz odwrotnie

A Romek będzie jeszcze czasem podróżował?
Tak i to pewnie dość często, choć nie tyle co Ewa

Wchodząc na GonimySlonce.pl trafi się już tylko na pustkę lub błąd 404?
Bez obaw, po poprzedniej nazwie już zawsze nas znajdziecie

Boję się zmian… czy dla bloga to duża zmiana? Bardzo to odczuję?
Nie, bez obaw. Poza nazwą i większym zasięgiem tematycznym wiekszość pozostanie bez zmian

:)))

16 komentarzy
1

Powiązane wpisy

Napisz co myślisz!

16 komentarzy

Natalia |Zapiski ze świata 7 stycznia 2020 - 19:44

Łoooo i to są odwazne zmiany!! Gratuluję, trzymam kciuki i… Dziękuję! Bo trochę wbilas się w różne moje przemyślenia i chyba niechcący bardzo mi pomogłaś❤️ czekam na kolejne, nowe wpisy!

Reply
Ewa 8 stycznia 2020 - 19:42

Natalia, nawet nie wiesz jak miło przeczytać takie słowa! ♡ A może właśnie wiesz? :D Bardzo się cieszę, że pomogłam i że nie tylko w mojej głowie tlą sie takie dylematy ;) ściskam mocno i trzymam kciuki za fajne efekty Twoich rozkmin! ^^

Reply
Maciek 7 stycznia 2020 - 20:30

” I nie będę ukrywać, że to szalenie miła odskocznia siąść czasem na plaży i nie zrobić żadnego – serio żadnego! – zdjęcia. ”

Jak bez zdjęć, jak zwierzęta?! ;-)

Reply
Ewa 8 stycznia 2020 - 19:42

Ha ha haaaa, Maciek – pozamiatałeś! :D Piąteczka!

Reply
Hanka 7 stycznia 2020 - 21:41

Ewa, trzymam mocno kciuki za powodzenie! Wszystkie kryzysy są po coś, więc jeśli pomógł Ci przemyśleć parę rzeczy, to tylko był na lepsze :) buziaki dla Ciebie Kochana! ❤️

Reply
Ewa 8 stycznia 2020 - 19:47

Dzięki wielkie Hanka! ♡ Też myślę, że wszystko jest w życiu po coś, więc biorę to na klatę i ruszam do przodu! ;)) Ściskam Cię mocno! xx

Reply
Monika :) 8 stycznia 2020 - 22:44

Przecież podobno życie zmienia się co 7 lat, czy tam nasze nastawienie do niego, albo coś w tym stylu :D No, to czas najwyższy :D A poza tym, bez żadnego „ale” będziesz mogła opisać kolejną wycieczkę z „Adamem”, hahaha :)))

Reply
Ewa 13 stycznia 2020 - 22:07

Faktycznie! :D Mój Adamie kochany! ♥ Ale masz rację, duża przemiana za mną i ta magiczna siódemka, która już zawsze będzie mi się kojarzyła z Tobą…^^ no i może jeszcze tym strzałem w kasynie :D Coś w tym musi być. :))

Reply
Kinga - kingagajatravels 9 stycznia 2020 - 09:53

Całkowicie rozumiem potrzebę zmiany. Sama w zeszłym roku zmieniłam nazwę bloga i od razu zrobiło mi się lżej na sercu :) Gratuluję zmiany i trzymam mooocno kciuki za energię i pasję do pisania.

Reply
Ewa 13 stycznia 2020 - 22:08

Pamiętam! Przyznam, że te zmiany, które dotąd zaobserwowałam, dały mi kopa do własnej, więc – poniekąd – przyczyniłaś się i do mojej! Dzięki Kinga! :)))

Reply
Michał 10 stycznia 2020 - 07:57

Mimo że w stylu podróży ostatnio bliżej mi do Romka, ale twoja pasja do życia, kolorów, muzyki jest tak przyciągająca, że cieszę się i kibicuję tej zmianie. Uwielbiam twoje długie, głębokie refleksje i po lekturze tego wpisu wydaje się że przetrawiłaś tę zmianę i znalazłaś nową drogę. Między wierszami wyczuwam dużą ulgę, czy tak się właśnie czujesz? Pozdrawiam!

Reply
Ewa 13 stycznia 2020 - 22:10

O rany, Michał, ależ to miłe! Dziękuję! ♥ Przyznam, że jak do pewnego etapu miałam sporo obaw, tak odkąd siadła mi (w końcu!) znaleziona odpowiednia nazwa, to już nie miałam wątpliwości. Także teraz jest i ulga i nowa energia do działania! Ściskam mocno jeszcze z Gdańska! ;)

Reply
Dee 13 stycznia 2020 - 23:45

Pięknie napisane i dobrze, że wróciłaś do pisania, bo świat byłby uboższy. Przeczytałam cały tekst i wcale mnie nie znudził. Mam bardzo podobnie, zainteresowań i miłości tyle, że życia nie starcza. Rownież lubię sie dzielić, ale chyba trochę inaczej i z innych pobudek. Tak czy inaczej Ewo szczęśliwego Nowego Roku

Reply
Ewa 19 stycznia 2020 - 21:51

Dziękuję kochana Dee! ❀ Dla Ciebie również niech to będzie dobry rok i żeby nadmiar zainteresowań i miłości nie przytłaczał, a inspirował, nakręcał i uszczęśliwiał! Pozdrawiam serdecznie :)

Reply
Agnieszka 16 sierpnia 2020 - 20:52

Ewunia, Ty wiesz, że kupiłaś mnie swoim uśmiechem, pozytywną energią i uwielbieniem do porannej kawy (oraz yerby) już dawno temu. A dziś tylko to ugruntowałaś. Czekam na więcej, i więcej, i… jeszcze więcej! Poproszę wszystko, cały zestaw – podróże, muzyka, kuchnia…biorę cały pakiet! XD buziaki i pozdrowienia dla Was obojga :))))***

Reply
Ewa 2 października 2020 - 16:36

Ojej, Aguś jak miło przeczytać tak ciepłe słowa! ♥ Tęsknię bardzo i mam nadzieję, że nie tylko tutaj będziemy miały okazję jeszcze kiedyś „pogadać” ;) Ściskam Cię mocno i zabieram za pisanie! :)))

Reply

Ta strona korzysta z ciasteczek (cookies), dzięki którym może działać lepiej. Zamknij, akceptuję Zapoznaj się z polityką prywatności i plików cookies.