Książka o Chile. Dalej być nie może

Książka nie tylko na podróż | Chile. Dalej być nie może

autor Ewa
0 komantarz

Zniknęłam na pewien czas. Dałam się pochłonąć kolejnej książce, która na wielu poziomach zmiotła mnie z nóg. Oderwała od Ziemi i przeniosła w kompletnie niesłychaną podróż po Chile. Kraju z tak krótką nazwą, jak gdyby ktoś dla żartu, chciał ją skontrastować z tą mozaiką wielotorowego bogactwa.

Gdy zaczynałam przemierzać pierwsze rozdziały wiedziałam już, że każdy, kto wybiera się do Chile, powinien po nią sięgnąć. Około połowy tomu miałam w głowie pęczniejącą listę osób, które na pewno z fascynacją wgłębią się w jej reportażową warstwę. Pod koniec, mój wewnętrzny głos krzyczał już wyraźnie, że każdy, ale to każdy! powinien ją przeczytać. Bez względu na to, czy ma ten kraj w planach wizytowych, czy nie.

Ale po kolei.

Wprowadzenie | moimi oczami

Gdy szykowałam się do powrotu na Wyspę Wielkanocną, wciąż niewiele wiedziałam o kontynentalnym Chile. Choć od dłuższego czasu wyspa oficjalnie do niego należy. Jednak jakoś nieszczególnie interesował mnie ten gąsienicowaty fragment Ameryki Południowej, który bezczelnie zagarnął moją ukochaną (polinezyjską!) wyspę i się tam panoszy. Ot, taka przekora podszyta buntem. Cała ja.

Ale los chciał mi utrzeć nosa i gdy wróciłam na swoją wyspę w celach badawczych, to nie od rdzennych mieszkańców otrzymałam najwięcej pomocy, serdeczności i wsparcia, a właśnie od Chilijczyków. Ludzi, którzy też akurat pomieszkiwali pośrodku Pacyfiku, ale to ten swój podłużny kraj na kontynencie kochają najbardziej. Wtedy szczątkowo zaczęłam poznawać jego historię, problemy i nieprawdopodobne piękno. Chile, do którego podchodziłam jak do jeża, zaczęło mnie mocno intrygować i zmieniałam swoje podejście z dnia na dzień. Przyznając pokornie, że przekora nie zawsze jest mądra. Heh!

Do Polski wróciłam z milionem pytań w głowie i zastanawiałam się gdzie i jak dowiedzieć się o chilijskiej krainie jak najwięcej. Ale nie tylko o geografii i ogólnikach zapisanych w encyklopediach. Chodziło mi też o tematy dzisiejsze, kontrowersyjne, zakopywane pod dywan w opinii publicznej i obiektywne historycznie. W języku polskim nie jest to proste.

Wtedy – jak z nieba – spadła mi Monika Trętowska! Która najpierw skontaktowała się ze mną w kwestii artykułu o problemie przemocy na Rapa Nui (Wyspie Wielkanocnej), a po chwili wyszło, że kończy pisać książkę. Publikację odpowiadającą na masę moich pytań, które urosły w moje głowie do poziomu solidnego wulkanu, buzującego podczas czytania kolejnych rozdziałów.

Czy udało się odpowiedzieć na moje pytania?

Wyobraź sobie, że tak!
Oczywiście taka lista zagadkowych wątków nigdy nie jest skończona i odpowiedzi determinują kolejne, wiadomo. Ale ten proces jest tak nieunikniony, jak fascynujący! Dlatego udało się zaspokoić moją bazową ciekawość i mam osobiste poczucie spełnienia. Bo te najważniejsze zagadnienia, wątpliwości, historyczne zarysy i sensowne źródła, wyłożyła nam Monika jak na tacy, okraszając obficie dodatkami. Tak wewnątrz, jaki wokół właściwego dania. A i wino już wiem jakie najlepiej do niego dobrać ;)

Jak wygląda książka „Chile. Dalej być nie może”?

Autorka, jako profesjonalna przewodniczka, zabiera nas najpierw w podróż wzdłuż kraju. Prezentując jego niepodważalne walory w barwnym i pełnym pasji opisie. I, jak przystało na reporterkę, zgrabnie poukładanym. Jeśli jednak znalazłby się śmiałek nie wierzący, że może być aż tak pięknie, cudne zdjęcia nie pozostawią mu już żadnego pola do zwątpienia. I nawet on zacznie przeglądać opcje lotów w ten zakątek Ziemi.

To podejście nie zmienia się nawet, gdy rozdziały przechodzą w tematy trzęsień ziemi i tego jaką codziennością są one dla mieszkańców. Co więcej, relacje dotyczące jednego z tych największych, widziane oczami pewnej rodziny, są potężnym smaczkiem tej części. Podział na osoby, ich emocjonalna relacja i – podejrzewam – bardzo nieprzypadkowy wybór akurat tych ludzi sprawia, że czyta się je z szybciej bijącym sercem. A reportaż z podrozdziału o przeklętej fali przyprawił mnie o kilkukrotne ciary. I sen musiałam odłożyć na potem, po dokończeniu tej części. No nie byłam w stanie przerwać!

Temat języka chilijskiego (powszechnie zwanego hiszpańskim) jest super lekkim rozdziałem, przy którym wybuchy śmiechu towarzyszą na okrągło. Jeśli ktoś nie lubi zwracać na siebie uwagi w tramwaju, polecam odłożyć go na tereny odosobnione. Świetne anegdoty, przykłady i rozbudowane opisy np. wielu znaczeń jednego słowa, są nie tylko fascynującą ciekawostką, ale i niezbędnikiem do zapoznania, przed próbą komunikacji z obywatelami Chile. No, serio!

Płynnie przechodzi to w część o ludziach, zwyczajach, wadach i zaletach osobowości, których niby nie sposób wsadzić w jeden worek, a jednak cechy wspólne zauważyć nietrudno. Co w pełni potwierdzam z własnych doświadczeń.

Z biegiem stron, książka staje się tym takim „pochłaniaczem”, który sprawia, że zapomina się o porze posiłku, o wykonaniu ważnego telefonu, czy że nocą chodzi się spać zamiast czytać (gdy za oknem już świta). Takie tam… głupoty codzienności. Ale kto by wtedy o nich?!

Zaczyna się tutaj malować zupełnie nieznana nam historia. Albo czasem znana, ale tylko z perspektywy mieszkańca Starego Kontynentu. O krainach położonych daleko poza okolicami własnego nosa. Okolicami, w których posiadł Europejczyk te minimum wiedzy, ale niestety od nie zawsze obiektywnych historyków. Z drugiej ręki. Narzuconą.
Historię piszą zwycięzcy głosi słynne zdanie, wciąż z wyrzutem powtarzane przez mojego chilijskiego przyjaciela (choć po omawianej lekturze wiem, że jest on zdecydowanie bardziej Mapuche, niż Chilijczykiem; wprawdzie podkreślał to od początku, ale teraz wiem, co to tak naprawdę znaczyło).

Te ostatnie rozdziały tak wiele tłumaczą! Szkicują nam linie pomiędzy kropkami, których – przez zdawkowość informacji – nie wiedzieliśmy jak łączyć. Dzwoniło, ale w którym kościele? Ja już wiem! Bo Monika przeprowadza nas krok po kroku po niesamowitych wydarzeniach. Bulwersujących, zaskakujących, fascynujących. No cały wachlarz!

***

Pod koniec zawieszałam się nad tą treścią co chwilę i miałam miliony refleksji. Odlatywałam jeszcze wyżej ponad Ziemię. Śmiałam się i płakałam. Dyskutowałam zawzięcie z mężem. Sięgałam do zdjęć i filmików na YT. Wsiąkałam jak gąbka. Kreśliłam po książce jak szalony rysownik! Myślałam co tu zrobić, by zgłosić ją na lekturę szkolną? By nie uczyć młodych ludzi nieobiektywnej historii…
Przesadzam? Hm. Nie sądzę.

Ale może faktycznie nie ma co wierzyć mi na słowo.
Po prostu sięgnij po tę książkę, przeczytaj do końca i napisz co Ty myślisz :)

Podsumowując

Serio uważam, że Chile. Dalej być nie może to propozycja nie tylko dla osób mocno zainteresowanych samym Chile. Jest to potężny zbiór ciekawostek, często wykraczających poza granice omawianego kraju, a kluczowych w kwestii postrzegania świata i jego istoty. Postrzegania ludzi innych kultur. Samodzielnego odkrywania co jest dobre, a co złe. Refleksji dla nas samych. Krótko mówiąc – każdy znajdzie coś dla siebie.

To co jeszcze istotne, to nie jest to małe dzieło. Całość zajmuje niemal 500 stron! Ale jest tak fajnie poszatkowane krótkimi podrozdziałami, że bez żadnej presji można sobie dawkować kolejne porcje tematyczne, dobierając do mniej, lub bardziej zabieganego trybu życia. Ja przeczytałam ją w dwa tygodnie, ale tylko dlatego, że pytania w mojej głowie chciały eksplodować i aktualnie jest to czołówka moich zainteresowań. Gdyby nie to, wolałabym sobie to wszystko zostawić na dłużej. Dla delektowania się fragmentami jak deserem rozłożonym w czasie. Dla mocniej rozbudowanych przemyśleń. Dla siebie.

Dodatkowo: lekki papier, miękka oprawa i poręczny format sprawia, że nie miałabym najmniejszego problemu, by zabrać ją w podróż, gdzie czytam najchętniej. Wydawnictwo MUZA spisało się tu na medal. Choć wiem, że wersję e-booka też można zakupić. Kto co woli, ja zawsze wolę papier :)

Kończąc dodam, że…

…doświadczenie Moniki Trętowskiej, jako przewodniczki, reporterki i mieszkanki Chile od ponad dekady, a także członkini wielopokoleniowej chilijskiej rodziny, to jedno. To jest baza. Ale mocą tej książki jest coś więcej. To pasja autorki do miejsc i kultury, empatia do ludzi i mądrość bijąca z opisów delikatnych tematów. Podszyte to wszystko poczuciem humoru, silną, kobiecą osobowością i bajecznymi zdjęciami, pozwoliło jej skomponować dzieło na bardzo wysokim poziomie. Aż trudno uwierzyć, że jest to jej pierwsza książka.

Boję się kolejnych!

Żartuję. Doczekać się nie mogę! ♥

Chile. Dalej być nie może - zdjęcia
0 komantarz
1

Powiązane wpisy

Napisz co myślisz!

Ta strona korzysta z ciasteczek (cookies), dzięki którym może działać lepiej. Zamknij, akceptuję Zapoznaj się z polityką prywatności i plików cookies.