Kolombo, Sri Lanka

Sri Lanka | Kolombo – nieoficjalne miasto stołeczne kraju

autor Ewa
0 komantarz

Aktualną stolicą Sri Lanki jest „Sri Dźajawardanapura Kotte”. Ładnie, prawda?:)) Ale poprzednim miastem stołecznym było Kolombo – do dziś najbardziej rozwinięte gospodarczo, największe i zdecydowanie PRZEludnione miasto na wyspie. Jednak miało mieć swoje smaczki i perełki, więc udaliśmy się, by je poznać. Czy się udało?

Niezupełnie, ale to prawdopodobnie dlatego, że my zdecydowanie nie lubimy wielkich, przeludnionych miast (Bangkok okazał się wyjątkiem), a szczególnie nie przepadamy za wdychaniem spalin z bardzo, ale to bardzo zmotoryzowanego miasta. Stare rozklekotane autobusy, masa motorów, tuk tuków, samochodów, a to wszystko na niewielkiej powierzchni i niekoniecznie napędzanych olejkami eterycznymi. Kierowcy tuk tuków namolni, kalek i żebraków mnóstwo wokół i ten upał… dość trudna do zniesienia mieszanka.



Ale znalazło się miejsce, gdzie udało się odpocząć, powdychać powietrza znad Oceanu i zjeść pyszny obiad. Restauracja ta znajduje się w starym, angielskim hotelu w stylu kolonialnym – zwanym Galle Face Hotel – z tarasem wychodzącym na Ocean i z dala od zgiełku. Tam zdecydowanie można było się zatrzymać i – na swój sposób – wyłączyć. Jak dobrze, że są tam takie miejsca :)






Po chwili wytchnienia (świadomie mocno przeciąganej) wróciliśmy na głośne i pełne spalin ulice Kolombo. Wzięliśmy tuk tuka na godzinę, by podwiózł nas pod piękną, hinduistyczną świątynię Kadiresan. Jednak problem był taki, że akurat była zamknięta, a muzułmański kierowca nie bardzo był w stanie nam wytłumaczyć dlaczego. Jedyne co mógł dla nas zrobić, to zajechać tak, byśmy z daleka mogli zrobić jej choć zdjęcie, co poskutkowało ostrym strąbieniem nas przez wszystkie pojazdy znajdujące się wtedy na drodze. Niemniej jednak udało się pstryknąć pospieszne zdjęcie. ;)

Zaproponował za to zawieźć nas do innej, bardzo popularnej dla zwiedzających świątyni, zanim pojedziemy na dworzec. Tylko przed wejściem okazało się, że musimy zapłacić za wstęp dość sporo, choć w przewodniku była mowa jedynie o wolnych datkach. Zniecierpliwieni i zmęczeni zbuntowaliśmy się przeciw przedsiębiorczemu mnichowi buddyjskiemu i tak jak sporo innych turystów, odwróciliśmy się na pięcie z niezadowoleniem, w kierunku naszego tuk tuka. Po drodze mieliśmy jeszcze okazję obejrzeć zza bramy świątynnej proces kąpania małego słoniątka, co również postanowiliśmy pospiesznie uwiecznić :) Po tym niemal od razu udaliśmy się na dworzec, by wrócić do dużo mniej zatłoczonego i zaspalinowanego Negombo.

W podróżowaniu fajne jest to, że wszystko o czym się słucha czy czyta, można doświadczyć na własnej skórze. Niemal zawsze odbiór jest zgoła odmienny od wyobrażonego. Czasem zaskakuje nadwyraz pozytywnie, ale często też niestety rozczarowuje. Niemniej jednak, dzięki Galle Face Hotel nie napiszę, że to był kiepski dzień, choć i takie – wbrew pozorom – zdarzają się w podróży. Potraktowaliśmy to jako nowe doświadczenie i można było utwierdzić się w słuszności decyzji o pozostaniu po przylocie w Negombo, a nie Kolombo.

0 komantarz
0

Powiązane wpisy

Napisz co myślisz!

Ta strona korzysta z ciasteczek (cookies), dzięki którym może działać lepiej. Zamknij, akceptuję Zapoznaj się z polityką prywatności i plików cookies.