Sri Lanka rybacy na palach

Sri Lanka | Unawatuna, Galle i okolice

autor Ewa
13 komentarzy

Na Sri Lance miały nas zaskoczyć świetne drogi i dobra komunikacja. Jednak żeby dostać się z Negombo do Unawatuny, niemal cały dzień straciliśmy na przemieszczanie się, choć całościowy dystans to zaledwie 150 km. Nie chcę przeginać pisząc w środku zimy, że upał niemiłosiernie dawał nam się we znaki, ale tak właśnie było. ;) Najpierw tuk tuk spod hotelu na dworzec w Negombo, dalej autobus do Kolombo. Tam nie mogliśmy dojść do porozumienia z nikim, jak najlepiej i najszybciej dostać się do Galle, aż w końcu wcisnęliśmy się w małego busa i trzy godziny wlekliśmy, zatrzymując na „przystankach”, czyli gdzie popadnie. Bileter krzyczał na boki, co przypominało indycze zaśpiewy: „GaleGaleGaleGaleGale…”, a ludzie wciąż wsiadali, więc bus zatrzymywał się chyba co kilka metrów. Nieważne, że miejsc już nie było, nawet stojących. Przecież chętnie poprzytulamy się wszyscy do siebie w taki upał bez klimy ;)

Żeby było ciekawiej, w tutejszych busach nie ma miejsc na plecaki, więc zwykle kładą je na jedno z siedzeń i trzeba wtedy zapłacić jak za dodatkową osobę. Cóż, jesteśmy u nich – musimy się dostosować. Kiedy docieramy szczęśliwie do Galle, nie zastanawiamy się długo, tylko pierwszego łażącego za nami krok w krok tuk tuk-owca pytamy o cenę do Unawatuny. Małe targowanie i jedziemy. Wiatr we włosach, spaliny w twarz, turkot w uszach… ewidentnie byliśmy zmęczeni tą trasą, bo wszystko to nas już drażniło. A kiedy docieramy do hotelu i okazuje się, że mamy pokój na ruchliwą, główną ulicę międzymiastową, rezygnujemy, wrzucamy plecaki na plecy i szukamy czegoś bezpośrednio nad wodą. Udaje się i zostajemy. Humor się poprawia – jesteśmy w Unawatuna! :)

Hotelik jest nad samą wodą [dosłownie], bo fale ocierają się o mur budynku, a przy stolikach w restauracji na parterze, jest ryzyko delikatnego zroszenia kroplami z Oceanu.
Podoba nam się to i siadamy na kolację najbliżej wody, ciesząc się, że znaleźliśmy takie miejsce.

Następnego dnia jedziemy tuk tukiem pospacerować po Galle. Rano wydawało się, że będzie pochmurnie (co nie oznacza „zimno”, a że po prostu będzie się dało wytrzymać;)), więc nie zrywamy się bardzo wcześnie, a dopiero koło południa dojeżdżamy na miejsce. I wtedy – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – chmury się rozstępują i lądujemy w pełnym, południowym Słońcu na starówce bez skrawka cienia. No tak – chcieliśmy Słońce, to mamy! :D

No więc pokrążyliśmy po forcie, który jest dość charakterystyczną pamiątką po kolonii portugalskiej.Bardzo ciekawe jest tu połączenie południowo-europejskich klimatów, z muzułmańskimi meczetami i buddyjskimi świątyniami oraz ogólno-hinduskim wystrojem kamieniczek. Zestawienie warte obejrzenia, bo jedyne w swoim rodzaju na tej wyspie. Wrzucamy więc kilka wybranych zdjęć ze spaceru po forcie.









Po lunchu udaliśmy się z powrotem do Unawatuny, by hotelowym tuk tukiem zawieźli nas do Koggali, gdzie mieliśmy popołudniową porą spotkać rybaków łowiących ryby na charakterystycznych palach. To bardzo znana w świecie ikona Sri Lanki i wiele osób zapewne chciałby samodzielnie zrobić takie zdjęcie. Jednak my przekonaliśmy się, że to nie jest już tak kolorowa sprawa, jak dawniej. Otóż przedsiębiorczy Lankijczycy zrobili z tego biznes turystyczny na którym można dużo lepiej zarobić niż na tym – tradycyjnym dla tego rejonu – połowie. Robi się więc z tego mały cyrk, albo spektakl – jak kto woli. Gdy turyści podjeżdżają pod plażę, nagle z krzaków, zza ulicy i z jakiegoś szałasu – jak spod ziemi – wychodzą znudzone postacie mężczyzn o wyglądzie przeciętnego bezdomnego. Gdyby dodatkowo było ciemno, na myśl przyszedłby obraz z niejednego horroru. Ale akurat zbliżał się ładny zachód Słońca, więc zamiast strachu zalęgło się w nas spore zaskoczenie tą sytuacją. Wprawdzie czytaliśmy o tym w jakimś blogu, ale mieliśmy nadzieję, że nie wszędzie tak jest, a już na pewno nie w miejscu do którego wysyłają nas lokalesi. A jednak!

Opisani tutaj „aktorzy”, proponują nam „atrakcyjną cenę” – dwa tysiące rupii lankijskich za spektakl z łowieniem na kijach, który łaskawie pozwolą nam sfotografować. Tego już za wiele, przecież tu nie chodzi o zdjęcie sztucznego ustawienia ludzi na palach, tylko od lat marzyło mi się, by usiąść gdzieś w kąciku na plaży, poobserwować tę niezwykłą sztukę połowu i uwiecznić ją osobiście. Ale to było możliwe dawniej, zanim turystyka dotarła do tego miejsca na tyle, by uświadomić Lankijczykom, że turysta to taki worek, zawsze pełen pieniędzy i koniecznie trzeba ten worek opróżnić.
Przestali łowić w ten sposób, bo tłumaczą, że to już się im nie opłaca – za mały zarobek za dość nudną robotę. Po co, jak można zostać aktorem teatru wodnego na palach?(!)
Zbuntowałam się i podeszłam z aparatem do pustych kijów powbijanych w dno nieopodal brzegu. Wolę mieć autentyczne zdjęcia tego co zastałam – wspomnienia po czymś co bardzo wyróżniało to miejsce – niż jakiś teatrzyk mający na celu ogołocić nasze portfele. Kolejni przybysze z aparatami również nie decydują się płacić nikomu i fotografują puste pale. Smutny widok, ale prawdziwy.


Jednak pojawia się światełko w tunelu. Nasz kierowca hotelowego tuk tuka, trzyma naszą stronę i dzwoni do szefa, czy może nas w tej samej cenie zawieźć do kolejnej miejscowości w której można spotkać rybaków, bo twierdzi, że tam naprawdę łowią te ryby. Szefuncio się zgadza – jedziemy.:)

W pewnym momencie naszym oczom ukazuje się obrazek znany z fascynujących fotografii i pomimo braku turystów, ci rybacy faktycznie są NA palach, a nie w jakimś szałasie. Szczęśliwi zajeżdżamy pod plażę w Ahangama, gdzie wprawdzie podchodzi do nas „manager” owych łowiących, ale już dla świętego spokoju decydujemy się zapłacić jakieś utargowane grosze, by móc spokojnie podejść z bliska i zobaczyć to wszystko na własne oczy.




Słońce coraz bliższe zachodowi, ciepły wieczór, marzenie się spełnia – to jest prawdziwy powód do radości.:)

Kierowca tuk tuka – Pate – (i zarazem nasz hotelowy kelner) chyba nas polubił, bo podwozi w jeszcze jedno ładne miejsce i pyta, czy piliśmy już z kokosów? Szczerze odpowiedzieliśmy, że na Sri Lance jeszcze nie, więc zabiera nas do siebie do domu – który jest po drodze do hotelu – i w ogrodzie wspina się na górę palmy, by odciąć dla nas po kokosie. Mało tego, ucina też dla mnie kawał świeżego aloesu, tłumacząc, że sok z niego jest świetny dla skóry i bardzo drogi. Jesteśmy zaskoczeni serdecznością chłopaka, który dziurawi kokosy i wręcza nam po jednym, gotowym do picia.

Swoją drogą widać, że nie jest to bogata willa, ani wielki ogród. Domek jest skromny, ogród wąski i słabo ogrodzony, a jednak z naszego punktu widzenia, to absolutnie rajski ogród. Palmy, kokosy, banany, ananasy i inne egzotyczne cuda, zbawienny na wszystko aloes rośnie gdzieś przy studni i do tego wszystkiego – to wieczne lato… No kto by nie chciał takiego miejsca na własność? :)

To jest jeden z wielu przykładów na to, że ci ludzie są „biedni inaczej”. Nie mają takiego standardu życia jak przykładowy Europejczyk, ale mają za to inne bogactwa, na które my nie mamy szans. I – co ważne – przy tym wszystkim wyglądają na szczęśliwych, zrelaksowanych i lubiących swój tryb życia. Takie obserwacje dają wiele powodów do refleksji nad tym co tak naprawdę daje człowiekowi szczęście i jest to kolejny dowód na słuszność podróżowania. ;)

13 komentarzy
0

Powiązane wpisy

Napisz co myślisz!

13 komentarzy

Agata 28 listopada 2014 - 17:10

Co za wspaniały wpis! Mój ulubiony autor Nicolas Bouvier był w tej miejscowości ponad 50 lat temu i napisał zachwycającą ksiązkę 'Ryba Skoprion'. Czytałam ją tyle razy ale dopiero teraz dzięki Waszej wyprawie mogłam zobaczyć zdjęcia i przekonać się jak naprawdę wygląda w Galle. Dzięki po stokroć!!!

Reply
Ewa 28 listopada 2014 - 17:23

Cieszymy się, że mogliśmy choć częściowo zobrazować to miejsce:) a i my dziękujemy za podsunięcie książki, której jeszcze nie znamy. Chętnie zobaczymy Sri Lankę jego oczami:)

Reply
kami 28 listopada 2014 - 20:31

Sri Lanka zawsze dla mnie była wielką niewiadomą, a od niedawna atakuje mnie z każdej strony, więc chyba czas zainteresować się tanimi lotami w tamtym kierunku! A w Waszym wpisie wydaje się to arcyciekawe miejsce, jeszcze bardziej mnie zachęcacie do wyjazdu tamże! :)

Reply
Ewa 28 listopada 2014 - 20:33

Zawsze warto przekonać się na własnej skórze, więc polecamy tę przygodę bez dwóch zdań! ;) Zwłaszcza, że w tych dniach widzieliśmy naprawdę imponujące obniżki lotów na Sri Lankę… ;))

Reply
T 28 listopada 2014 - 20:31

Super zobaczyć te miejsce. Zawsze zastanawiałem się nad tym jak to wygląda tam na miejscu :)

Reply
Ewa 28 listopada 2014 - 20:38

:)

Reply
www.lkedzierski.com 28 listopada 2014 - 23:40

Unawatuna to interesujące miejsce – dosyć turystyczne, choć jeszcze ma swój klimacik. Jednak nie wiem czemu Tangale było dla mnie najciekawszą nadmorską mieściną.

Reply
Ewa 28 listopada 2014 - 23:44

Do Tangalle nie udało nam się niestety dotrzeć, za to najlepiej czuliśmy się w Matarze:) (a Unawatuna była całkiem w porządku ;))

Reply
Emi 29 listopada 2014 - 13:29

Kokosy na Sri Lance są NAJ! Najlepsze, najsłodsze i najtańsze chyba.
P.S. Kto wam powiedział o tych świetnych drogach? ;)

Reply
Ewa 29 listopada 2014 - 13:32

Faktycznie lankijskie kokosy smakowały nam najbardziej. :) A w kwestii drogi, to obok nadmorskiej trasy jest autostrada na południe wyspy, tylko nikt nie potrafił nam wyjaśnić, jak dostać się na ten szybki transport bez przystanków… ;)

Reply
Unknown 8 września 2016 - 04:07

POwoli planuje wyprawe na Sri lanke i celuje wlasnie w Unawatune, moglibysci mniej wiecej napisać ile placiliscie za ten hotel i jak sie nazywal? Zastanawiam sie czy jechać w ciemno czy jednak zabookować cos wczesniej.

Reply
Ewa 11 września 2016 - 20:47

My lubimy mieć coś awaryjnie porezerwowane, ale też na miejscu różnie bywa, więc nie ma reguły ;) A ceny i konkretne nazwy hoteli z tej wyprawy są tutaj: https://ewaway.pl/sri-lanka-informacje-praktyczne.html powodzenia! :)

Reply
Ewa 16 listopada 2019 - 23:04

Wielkie dzięki Dziker! :) Przyznam, że dawno nie zaglądałam do tego wpisu, ale dziś – dzięki Twojemu komentarzowi – chętnie do niego wróciłam. Faktycznie Sri Lanka, pomimo swoich mankamentów, pozostawia w głowie wiele niesamowitych wspomnień. Niby taka niewielka wyspa, a naprawdę pełna skarbów :)

Reply

Ta strona korzysta z ciasteczek (cookies), dzięki którym może działać lepiej. Zamknij, akceptuję Zapoznaj się z polityką prywatności i plików cookies.