Jakby poważniej się zastanowić, poza szeregiem zalet, jest też kilka wad zdalnej pracy. Niemożliwe? A jednak! Trzeba mieć sporo silnej woli, umiejętność samokontroli, świadomość, że jak przestanie się wychodzić do ludzi, to można zdziczeć, zarosnąć, przytyć bez ruchu przed komputerem, itd… Przez to wszystko przeszliśmy, więc to nie tylko przypuszczenia. Mowa tu oczywiście o Polsce, bo szarówka za oknem, marudna natura otoczenia i natłok obowiązków, może doprowadzić do tego, że człowiek nie opuszcza swojego gniazdka. A przecież pizzę, czy zakupy tez już dostarczają do domu. Dobrze chociaż, że jeszcze śmieci nie zabierają z wycieraczki za nas! A może już są i tego typu firmy? :D
Na szczęście po kilku miesiącach takiego stylu życia postanowiliśmy zawalczyć o inne warunki pracy i znów wywróciliśmy nasz świat do góry nogami. Podobnie jak wtedy, gdy wyruszaliśmy w podróż dookoła świata – wówczas okazało się to strzałem w dziesiątkę, czemu więc tego nie powtórzyć? Wyprowadziliśmy się z mieszkania, pakując rzeczy w dziesiątki pudeł po bananach, znaleźliśmy im przytulny kąt i… wyprowadziliśmy się do Tajlandii. Na zawsze? Nie, ale na pewno na późną jesień i całą zimę, bo to nie są nasze ulubione pory roku. Nazwa bloga zobowiązuje, prawda? ;)
Bilet kupiliśmy tylko w jedną stronę i nie mieliśmy skonkretyzowanych planów. Jedyne co wstępnie brane było pod uwagę, to pomieszkanie gdzieś nad wodą przez pewien czas, a później znalezienie stałego lokum w niezbyt wysokiej cenie, prawdopodobnie gdzieś w Bangkoku. Ale to wciąż było jeszcze patykiem na wodzie pisane. Postawiliśmy na pełną improwizację i oddaliśmy się losowości zdarzeń. Piękne uczucie!
W efekcie internetowych poszukiwań idealnego miejsca, padło na wyspę Phangan, która według wielu opinii miała być w pozytywnie backpakerskim klimacie i spełniać wiele naszych kryteriów. Ale Tajlandia zmienia się z miesiąca na miesiąc, staje się coraz bardziej popularna, turystyczna i elastycznie stara się to wykorzystywać. Nic dziwnego, jednak trochę nas to uderzyło na samej wyspie, bo okazała się tak drogim i turystycznym miejscem, że już u jej progu poczuliśmy, ja niedługo tu zabawimy. A szkoda!
Która plaża na Koh Phangan najlepsza na tymczasowe biuro?
biuro, albo chwilowy dom… a w zasadzie jedno i drugie. W takich miejscach piękne jest to, że plaże wybiera się jak ogródek, w którym planuje się spędzać sporo czasu, przy rewelacyjnej pogodzie. Jeszcze na promie nie wiedzieliśmy do końca w którą część wyspy nas poniesie i ustaliliśmy, że po dotarciu do portu, siądziemy gdzieś na śniadanie i kawę (cała noc jechaliśmy pociągiem i nie bardzo był czas na normalny posiłek z rana), by zdecydować co dalej. Przy głównym skrzyżowaniu ukazała się naszym oczom kusząca piekarnio-cukiernia, mająca sporo informatorów oraz ulotek i to tam, korzystając z WiFi, wybraliśmy miejsce i zarezerwowaliśmy wstępnie noclegi. Często tak się składa, że przez popularne wyszukiwarki jest dużo taniej niż na miejscu, więc warto próbować.
Złapaliśmy więc transport na wybraną plażę (kilka praktycznych rad na końcu posta), ale gdy dotarliśmy pod wybrany guest house, okazało się, że nie do końca jest to miejsce zgodne z opisem, a najgorszy dla nas był brak internetu w pokojach, bo jak pracować zdalnie bez tego? Można było w części wspólnej korzystać z internetu, ale tylko pod warunkiem, że zamawiamy coś w barze. Swojego jedzenia i picia wnosić nie wolno… Hm. Podziękowaliśmy więc i postanowiliśmy iść przed siebie szukając na bieżąco innego lokum.
I wszystko super, ale mieliśmy na plecach (i brzuchu) dobytek przygotowany na najbliższe kilka miesięcy wraz z laptopami, aparatami i innymi sprzętami… upał niemiłosierny, wilgotność ogromna i jeszcze błoto, bo to przecież pora deszczowa. A droga pod górkę! Powiem Wam… na zawsze zapamiętam ten „spacer”, który najlepiej podsumuje fakt, że w pewnym momencie wzięliśmy domek, który wykraczał poza nasz planowany budżet, ale mieliśmy tak dość, że było nam wszystko jedno. Tylko na weekend – damy radę. I daliśmy, bo było też warto. Wprawdzie kawałek od plaży, ale za to z takim widokiem z tarasu…
Koh Phangan – hotel idealny!
Jednak następnego dnia okazało się, że w bajecznym hotelu przy samej plaży mamy duuużo lepszą opcję i tańszą! Co prawda pokój a nie domek (domki też były – ciut droższe), ale cudne ogrody, basen, restauracja na plaży, salon spa i cały ogrom innych udogodnień. Mało tego, załatwiliśmy sobie, że do pokoju wstawią nam 2 stoły i 2 krzesła (ogrodowe, ale jednak) oraz dorzucili obrusy :D, byśmy mogli normalnie pracować niemal jak przy biurku! I wiecie co? To było jedno z najlepszych miejsc w jakim w życiu mieszkaliśmy i właśnie tam zostaliśmy dużo dłużej, niż początkowo mogliśmy zakładać… :) Sami zobaczcie!
Ponieważ co pewien czas dostajemy maila z pytaniem co to za hotel, to wrzucam tu link dla wszystkich :) Salad Beach Resort – sprawdź sobie cenę i wolne terminy. Bardzo godny polecenia. My wrócimy tam na pewno!
Miał być tydzień, ale było nam za dobrze i za krótko, więc przedłużyliśmy o 4 dni. Ze zniżką! Potem wcale nie mieliśmy ochoty jeszcze kończyć tak rajskiego pobytu, więc doszło 5 dni. Z jeszcze większą zniżką! Gdy szliśmy kolejnym razem po ostatnie trzy dni na wyspie, zniżka już nic nas nie zdziwiła, więc zapytałam:
– A gdybyśmy tak za trzy dni przyszli znów przedłużyć, to te doby hotelowe byłyby już gratis? – na co managerka szczerze się zaśmiała i bez zastanowienia powiedziała:
– Następnym razem, to Was tu zatrudnię i zakwaterowanie będzie za darmo.
– Super! – zawołał Romek – a byłyby dla nas miejsca pracy?
– Pewnie – odparła – pani zostanie tu na recepcji, a pan w restauracji. Pasuje?
– Jasne! Wobec tego do zobaczenia za trzy dni – odparł rozbawiony Romek i odeszliśmy zadowoleni, że znów udało się zaoszczędzić trochę bahtów.
Naturalnie wiedzieliśmy, że nie mówiła poważnie. Tam pracowali sami Tajowie i pewnie wyjątków nikt by nie robił, ale cieszyliśmy się coraz niższymi cenami i tym, że możemy zostać dłużej w tak wspaniałym miejscu.
Jak wygląda praca w raju?
Dzień mija jak co dzień.
No prawie…
No dobra, zupełnie inaczej! :D
Śniadanko w hotelowej restauracji na plaży, kawka i można zaczynać pracę przed kompem. Czasem w pokoju, czasem na plażowych leżakach, czy na tarasie. I tak kilka godzin, aż do przerwy, kiedy to szło się popływać w zatoce, czy basenie i wypić sok ze świeżych owoców. Dalej jakiś obiad, kawa i znów kilka godzin pracy, by wieczorkiem pospacerować po okolicy, poczytać przy zachodzie słońca, czy popływać kajakiem. Co ciekawe, po kolacji często znów siadaliśmy do pracy przed kompem, więc potencjalnie zasuwaliśmy więcej niż przeciętne 8h/dobę w kraju. Jednak okoliczności, miejsce i temperatura sprawiały, że owa praca nijak nie męczyła, a okoliczności przyrody tylko podkręcały satysfakcję z osiąganych postępów.
Wycieczki i atrakcje Koh Phangan
Weekendów wolnych od pracy tez sobie nie robiliśmy – spójrzcie jaka motywacja do działania! Od czasu do czasu tylko jeden dzień przeznaczaliśmy na wypad poza naszą „dziuplę”. Za to jakie to były wycieczki! Na festiwal świateł w południowej części wyspy, które to wydarzenie opisaliśmy już wcześniej. Czy w stronę przeciwną – na północ – w kierunku wysepki Koh Ma. Jest to rewelacyjne miejsce do snorkelingu i cała jej magia polega na tym, że przejść na nią można tylkow momencie odpływu. Za to gdy jest przypływ, piaszczysta droga zalewana jest wodą i można do niej tylko dopłynąć. To już brzmi intrygująco, a co dopiero wygląda!
Dodatkowe dni wolne, to spacer w poszukiwaniu wodospadów, czy np. kurs nurkowy i rejs w najatrakcyjniejsze miejsca do podziwiania podwodnych krajobrazów. I powoli na tym kończy się nasza lista atrakcji, bo na Koh Phangan dużo więcej pracowaliśmy niż eksplorowaliśmy. Z pewnością sporo więcej niż dalibyśmy radę w ponuro-szarej, zimowej Polsce. Ale i tak teraz patrzymy wstecz – na ten blisko miesiąc na wyspie – jako na iście rajski wypad. Da się? No pewnie że się da!
I może to jest recepta na szczęście? Nie, by tylko byczyć się całe życie i nie robić nic. Ale znaleźć coś, co sprawia przyjemność, uczynić z tego pracę i znaleźć odpowiednie okoliczności przyrody, które akurat nam odpowiadają. Bo wtedy nagle człowiek czuje się naprawdę szczęśliwy, gdy wstaje rano „do pracy”…♥
Kilka praktycznych informacji i rad dotyczących Koh Phangan
- aby dostać się na wyspę np z Bangkoku, warto kupić łączony transport: pociąg+autobus z dworca do portu+prom i – co ważne – najlepiej normalnie w kasie dworcowej, a nie przez biura (obok kas). Różnica jest w cenie, ale nie w jakości. No może pozornie sam statek jest ładniejszy, ale to są speed boat-y dla turystów, więc mniejsze, szybsze, bardzo twardo skaczące po falach i wywołujące efekt choroby morskiej u większości. Kupione bilety na dworcu obejmują zwykły, duży prom nie tylko dla zagranicznych, ale jest dość czysty, wygodny i choć trochę wolniejszy, to komfort podróży i duże tarasy widokowe są lepszą opcją według nas (dane na rok 2016 – oczywiście na miejscu zawsze warto o wszystko dopytać po kilka razy)
- chcąc dostać się w dowolną cześć wyspy z portu, najtańszą (choć nie tanią) opcją są pickup-y z ławeczkami; ale czasem dobrze jest poczekać chwilę na choć 2-3 osoby więcej, wtedy bywa, że cena przejazdu staje się niższa (no chyba że jesteście w większej grupie;))
- niemal wszędzie można wynająć skutery i motory, ale warto przemyśleć wypożyczenie w hotelu. Może być kilka bathów drożej, ale w razie jakichkolwiek zarysowań czy uszkodzeń obejmowanych przez gwarancję, z hotelem jest większa szansa na dogadanie się, bo uliczni „biznesmeni” podobno zarabiają na takich sytuacjach i często zachowują się zwyczajnie nie fair. To są informacje od innych, ale z różnych źródeł, więc pewnie coś w tym jest… Aha, nie ma oficjalnego obowiązku zakładania kasków, ale nieopodal naszej plaży zginęły dwie Polki podczas wywrotki na skuterze; bywa tam dość górzyście i nie warto bagatelizować bezpieczeństwa…
- sklepy, a nawet 7 Eleven jest niemal dwukrotnie droższy niż w miastach na stałym lądzie, więc co można kupić wcześniej, to warto zabrać ze sobą na prom; ceny np kremów do opalania powalają, ale też ciastek czy ciuchów. Można też starać się szukać sklepów nieco oddalonych od plaż i hoteli, tam bywa dużo taniej, ale to głównie spożywcze
- my byliśmy w listopadzie, czyli podczas pory deszczowej i naszym zdaniem nie trzeba bać się tego okresu. Na wyspie jest luźniej, ceny noclegów często pozasezonowe (strach pomyśleć jakie mają w sezonie…), a deszcz pada czasem tylko w nocy, albo bardzo intensywnie przez np 3h i wszystko wysycha bardzo szybko. Do tego upały też są znośniejsze, bo bywają pochmurne godziny, co nie znaczy, że wtedy jest zimno ;). Wracając tam kiedyś pojedziemy najchętniej w dokładnie tym samym czasie
- ta wyspa to świetne miejsce do zrealizowania marzenia o nurkowaniu, kursów jest sporo do wyboru i może nie ma co rezygnować z szansy? oczywiście dla tych, kogo to interesuje ;)
- pań pewnie nie trzeba przekonywać, ale również panowie niech nie rezygnują z opcji masaży! Tajski jest dość intensywny, ceny są bajecznie niskie, a masaż z widokiem na zatokę….. brak słów! ♥
- informacje praktyczne dotyczące Tajlandii [tak ogólnie] znajdziecie w naszych dwóch innych wpisach: Urlop w Tajlandii | Jak się przygotować i co zabrać? oraz Pierwszy raz w Tajlandii – zajrzyj, bo są tam odpowiedzi na wciąż zadawane przez Was pytania!
Aha, warto na koniec wspomnieć, że plaża która chwilowo była naszym domem, śmiało zajęła swoje zasłużone miejsce w naszym rankingu najpiękniejszych plaż świata! A wiecie które? ;) Odpowiedź znajduje się w chyba najsłoneczniejszym z naszych wpisów -> TOP 13 najlepszych plaży świata | Nasz subiektywny ranking
Polecamy! ♥
6 komentarzy
Pomysł świetny na ucieczkę od zimy i szarości życia. Sprawdza się powiedzenie, że marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia. I to niezależnie od wieku.
My swoje też spełniliśmy mając po lat 50+ i jesteśmy szczęśliwi. Nie mamy wprawdzie takich egzotycznych plaż, zima też u nas bywa, ale widoki wokół cieszą oko i serce.
Pozdrawiamy z Gruzji.
Cudownie jest czytać takie komentarze! :) Bardzo Wam gratulujemy, bo skoro znaleźliście szczęście, to czy można stwierdzić coś piękniejszego?? Poza tym Gruzja, to z pewnością znakomity wybór, zwłaszcza że jedno z nas jutro tam leci!!! ♥
Ściskamy mocno i może kiedyś do zobaczenia! :))
Ewa, Romek, ale się Wam trafiło lokum! Z tymi zniżkami niezła historia. Tajlandia wciąż przede mną, ale taką plażą i widokami na pewno bym nie pogardziła. Zachody i wschody słońca na pewno motywowałyby do pracy.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dzięki Kinga, przygoda – nie ma co ukrywać – wspaniała i godna polecenia. ;) Również mocno pozdrawiamy oraz trzymamy kciuki za Twoje dotarcie kiedyś i do Tajlandii! Niech pocztówkowy świat ściąga Cię w te wszystkie miejsca skąd docierają karteczki :))
A jak takie wypady na dłużej > 6msc mają się w stosunku do przepisów podatkowych? Jak w prawie praca zdalna jest interperetowana wg prawa w PL i innych krajów? Czy teoretycznie jest taka zdalna praca legalna? (jeśli jesteśmy na wizie turystycznej)? Wiadomo, że w praktyce ciężko udowodnić komuś pracę zdalną…, ale słyszałem o przypadku w USA, gdzie urzędnik podczas kontroli na lotnisku zadając pewne pytania o poprzednie podróże do USA usłyszał rzeczy, z których wywnioskował, że wcześniejszy pobyt nosił znamiona „pracy” (promocja czy pisanie książki) i w przypadku wizy udzielonej wtedy takie coś było zabroione… czy jest wśród prawników/doradców ktoś kto ogarnia ten temat i napiszę ksiązkę jeśli chodzi o praktykę i prawo?
Jako muzykolog i historyk sztuki niewiele powiem Ci o prawie pracy ;) i do tego w tak niejednoznacznym temacie. My nigdy nie wybywamy na tak długo i do tego przemieszczamy się często między krajami. Wyjazdy są zdecydowanie turystyczne, a praca zdalna albo jest elementem wyjazdu, albo w ogóle są to jakieś plany własnych projektów, po porzuceniu pracy w Polsce. Niemniej – z tego co wiem – kluczowe jest dla kogo pracujesz i gdzie rozliczasz się z podatków. W Polsce, Tajlandii, czy Stanach. Ale czy jest jednoznacznie [prawnie] określone w tej kwestii co i jak w tych krajach – trudno mi powiedzieć. Nie miałam dotąd potrzeby tym się interesować.
Przykro mi, że nie pomogłam.
Jeśli czyta to jakiś prawnik, może się wypowie? Śmiało! :)