Rower to wspaniały środek transportu! Jest ekologiczny, dba o naszą kondycję, a do tego możemy wjechać w miejsca, gdzie cztery koła nie mają szans. Zatem, gdy przychodzi ten czas w roku, gdy łaskawość słońca daje nam temperatury powyżej 20 stopni Celcjusza, wiele z nas zastanawia się, gdzie by tu na rower? Ja zawsze odpowiadam – w Polskę! Poznawać swój kraj od podszewki. Wolniej i pełniej. Uwielbiam! ♥ Tym razem polecam Żuławy Wiślane na mniejszą wycieczkę, lub większą wyprawę rowerową. Taki rowerowy slow life w bardzo ciekawym regionie. Ja byłam zachwycona!
Wchodzi mi to w nawyk, zaczyna tworzyć tradycję i z każdym rokiem zżywam się z nią coraz bardziej. Jeszcze dobrze zima nie przyszła, a ja już tęsknię za opcją rowerowej wyprawy gdzieś w nieznane. Choć kilku dni odcięcia się od codzienności i tylko rower, sakwy i ja. I telefon na trybie samolotowym, by nikt nie mógł się dodzwonić. ;)
Masz tak czasem? Że potrzebujesz zamknąć się we własnym świecie z własnymi myślami i nową przygodą? Obcy ludzie, nowe miejsca i sprawdzian własnych możliwości. A może marzysz o tym, tylko nie było okazji spróbować? Jeśli tak, to zrób to! Już teraz zapisz w noworocznych postanowieniach na 2019 rok! ;) Wspaniała sprawa i polecam z całego serca. Serio!
Dlaczego akurat Żuławy?
Powodów mam kilka. Najpierw moi ulubieni specjaliści od polskiej turystyki – Kasia i Maciej z bloga Ruszaj w Drogę – kilkukrotnie sugerowali ten region, jako bardzo ciekawy i niewymagający na rowerowe wypady. Potem okazało się, że w tym roku nie będę miała latem całego wolnego tygodnia, więc musiało być gdzieś blisko Gdańska. Bym zdążyła odpocząć, ale i szybko wrócić.
W tzw. międzyczasie spotkałam miłośniczkę Żuław – Martę, która opowiadała o nich z takim zapałem, że mocno zaintrygowała mnie tym miejscem. A gdy zobaczyłam jej zdjęcia, to już w ogóle uznałam, że to trzeba zobaczyć na własne oczy.
Kropką nad i okazał się fakt, że nie zdążę przygotować się kondycyjnie do wyprawy i uznałam, że płaski teren i w razie czego blisko domu, wydaje się idealnym rozwiązaniem. I był! Decyzja i miejsce trafione w 10-kę!
Pogoda też.
Żuławy Wiślane w wielkim skrócie
To tereny na północy kraju, obejmujące niemal płaski teren, z najniższymi punktami depresyjnymi (poniżej poziomu morza) w Polsce. To tutaj znajduje się jeden z najsłynniejszych zamków – ten w Malborku, kilka ostatnich niezwykłych wiatraków, pamiętających czasy tajemniczych Mennonitów, wiele super klimatycznych domów podcieniowych i tysiące malowniczych wierzb. A to dopiero początek!
Za chwilę pokażę więcej, ale krótko mówiąc – na południowy wschód od Trójmiasta, znajduje się wciąż nieco niedoceniona część Polski, która towarzyszy Wiśle w ostatniej fazie podróży przez Polskę, przed ujściem do Bałtyku. :)
Przygotowania do wyprawy
Nie miałam za wiele czasu na organizację, czy treningi, więc musiałam działać szybko. Zwłaszcza, że cała wiosna upłynęła pod znakiem przeprowadzki i remontu mieszkania, więc rower stał w piwnicy i czekał cierpliwie na swój czas.
Dla mnie są dwie najważniejsze kwestie przed takim wypadem – kondycja i sprzęt.
→ kondycja
Dlatego do pracy – z Gdańska do Gdyni – zamiast z Romkiem samochodem, pojechałam rowerem. Trzy dni z rzędu. Zwykle wybieram tę szybszą (samochodową) opcję, bo to jednak blisko 15 km i bez lepszej kondycji, zabiera dobre półtorej godziny na drogę. A i brak prysznica w pracy, nikomu nie ułatwia współdzielenia powierzchni biurowej…;)
Jednak kilkudniowa podróż z sakwami, bez żadnego rozkręcenia się, nie jest dobrym pomysłem. Rok wcześniej takie szaleństwo nieco odcierpiałam i postanowiłam uczyć się na błędach. Dlatego tym razem te kilka tras (z postojem na gofrach w Sopocie! ♥ ) postanowiłam przejechać bez patrzenia na zegarek. I dla własnego dobra.
→ sprzęt
No i zawsze jest coś ze sprzętu do uzupełnienia przed podróżą. To bardzo ważne, gdy jedziemy w miejsca niekoniecznie usiane sklepami, czy warsztatami rowerowymi. W sytuacji tak zabieganej jak moja ostatnio, polecam rowerowy sklep internetowy, gdzie można kupić wszystko – od smaru po dętkę. Bajka jeśli chodzi o wygodę i oszczędność czasu!
A gdy stawy oswoiły się z pedałami, pośladki z siodełkiem, a zapasy sprzętowe miałam skompletowane, mogłam już wyruszać w swoją kolejną wyprawę rowerową. Niestety tym razem tylko czterodniową, ale to były naprawdę cudowne cztery dni!
Co mnie urzekło w Żuławach?
Niby płaski teren, minimum drzew i tylko trochę więcej wody, a jednak ma swój ogromny klimat! Wprawdzie to nie jest miejsce, gdzie adrenalina sięga zenitu, atrakcje trącą spektakularnością, a gdzie nie rzuci kamieniem, tam jakiś zabytek, zamek, czy widowiskowa serpentyna. To region, w którym się odpoczywa. Ale nie tylko. Ma swoje smaczki i daje szansę świetnej zabawy poszukiwaczom niuansów, niewychwytywalnych dla przeciętnego śmiertelnika.
Tutaj żyje się z rytmem dnia i nocy. Słońce bawi się kolorami i pokazuje pejzaże w odmiennych szatach, w zależności od swojego położenia. Są zabytki i detale. Spokojne miasteczka i przemili ludzie. Tu historie przeplatają tajemnice, bociany strzegą domostw, a koty polują na myszy. A gdy byłam ja, był czas żniw! Jeśli więc potrafisz cieszyć się smaczkami, które samemu potrafisz wychwycić – Żuławy są dla Ciebie idealne!
Bo nawet, gdy nie ma rowerowych tras, to drogi bywają pustawe. A panowie z traktorów machają często przyjaźnie, omijając szerokim łukiem. Wystarczy zjechać z głównej drogi krajowej. I wtedy zaczyna się magia! :)
Wiatraki
Niestety tych historycznych nie ma już za wiele, za to te co zostały robią niesamowite wrażenie! Ja odwiedziłam dwa.
Pierwszy z nich jest piękny i z której strony by nie podszedł – zachwyca swoim niemal baśniowym wyglądem. To wiatrak typu holender z Palczewa. Nie dość, że dojazd do niego jest przyjemnością samą w sobie, to jeszcze taka perełka na koniec! Nie pełni już swojej pierwotnej roli, czyli nie mieli zboża, ale wizualną – jak najbardziej. ;)
Drugi to wiatrak typu koźlak z Drewnicy. Mniej atrakcyjny na pierwszy rzut oka, ale z bliska rozbrajający. Konstrukcja z pozoru mogłaby mieć problem z przetrwaniem większej burzy, a on – na przekór pozorom – stoi sobie beztrosko od 1718 roku! Oczywiście to już tylko zabytek, ale za to jaki!
Ledwo udało mi się do niego dotrzeć przed zachodem słońca, bo jest nieco ukryty we wsi. Może ktoś kiedyś lepiej oznaczy dojazd do niego. Oby!
Ale wiatraki na Żuławach mija się co chwila. Nie są już tak piękne i historycznie widowiskowe, ale nadal można czuć się na Żuławach, jak w krainie tysiąca wiatraków.
Domy podcieniowe
Bardzo charakterystyczny element Żuław. Różnorodne i atrakcyjne domy o specyficznej budowie są aktualnie w rożnym stanie, ale mają niepodważalny klimat. I wypatrywanie kolejnych stało się dla mnie swego rodzaju zabawą. Jadąc, rozglądałam się na prawo i lewo, a najbardziej cieszyły mnie nie te przy głównych drogach, a te, które wypatrywałam jakby przypadkiem.
Dodatkowo, niektóre domy można zwiedzać i poznawać ich klimat, ale to już po wcześniejszym umówieniu się. Ja tym razem nie miałam czasu, ani okazji – chciałam głównie pedałować, bez grafika i umawiania się na konkretne godziny gdziekolwiek. Ale następnym razem bardzo chętnie poznam je lepiej. To naprawdę ewenement i coś, o czym do niedawna nie miałam pojęcia… a Ty? :)
Miasto Nowy Staw
Przejeżdżałam przez nie dwukrotnie, ale dopiero za drugim razem poświęciłam mu więcej czasu. Za pierwszym – gdy spieszyłam się na nocleg – zapisałam sobie tylko w głowie: muszę tu wrócić! I było warto. Świetna cukiernia w centrum (aż zrobiłam zapasy), bardzo ciekawe smaczki na każdym kroku i przygoda! A mianowicie – zupełnym przypadkiem – wylądowałam na Chrzcinach! Małego Mikołaja. :) Jak?
W jedynej czynnej restauracji, gdzie mogłam zjeść obiad przed dalszą trasą, była impreza zamknięta. Ale gdy podeszłam z pytaniem, czy mogłabym zamówić i zjeść na zewnątrz, od razu trafiłam na cudowną, polską gościnność! Wprawdzie mój strój nieco odbiegał od pozostałych gości, ale wszyscy bardzo życzliwie do mnie podeszli, a z organizatorką chrzcin – panią Alicją – prawie się zaprzyjaźniłam! Niesamowicie miło to wspominam. Zwłaszcza, że w każdej mojej rowerowej podróży, trafiają mi się takie fajne spotkania! ♥
Żniwa na Żuławach
Druga połowa lipca to fantastyczny czas na obserwacje żniw. Nawet nie wiedziałam, że tak super trafię! Mam taką dziwną przypadłość, że uwielbiam wielkie pojazdy. Ciężarówki, koparki, traktory… Zatem takie kombajny(!) w akcji były dla mnie fantastyczną atrakcją! Możesz sobie wyobrazić…;)
Dawna Wozownia
Kolejne miejsce, które zapamiętam dzięki Ludziom! Gościnność, pasja i dbałość o tradycje, to moje pierwsze skojarzenia, gdy wspominam Dawna Wozownię. Miałam to szczęście, że mogłam spędzić tam więcej czasu, zajrzeć w każdy kąt i dotknąć historii. Poczuć ją na własnej skórze, a także w tym metafizycznym znaczeniu…;)
To jedno z tych wspomnień, które zostaje w głowie na zawsze. Bardzo polecam odwiedzić to niezwykle klimatyczne miejsce – nieopodal Malborka – w Miłoradzu. A Gospodarzom jeszcze raz dziękuję za gościnę!
Cmentarze mennonickie
Co pewien czas, na drodze, można spotkać znaki informujące o tym, że w pobliżu jest cmentarz mennonicki. Wiem, że nie każdy lubi cmentarze, ale nie każę po nich spacerować. ;) Warto zobaczyć, bo są nietypowe, stare i bardzo klimatyczne.
Mennonici zamieszkiwali Żuławy od drugiej połowy XVI wieku, kiedy to uciekli z Holandii przed prześladowaniami religijnymi. U nas mieli swobodę i łatwo odnaleźli się na podmokłych terenach delty Wisły. A na pewno łatwiej niż Polacy, bo z podobnych terenów się wywodzili. Dzięki temu odegrali wielką rolę w osuszaniu gruntów oraz rozwoju gospodarki tej części Polski. Dziś mamy po nich wspomnienia historii, zabudowy i właśnie cmentarze. Warto zatrzymać się tu na chwilę refleksji.
Swoją drogą, by więcej dowiedzieć się o Mennonitach, cmentarzach, wiatrakach, czy domach podcieniowych – polecam podejść/podjechać do Muzeum Żuławskiego w Nowym Dworze Gdańskim. Warto choć na szybko przebiec po piętrach, by zobaczyć, co ciekawego spotka Cię w tym zakątku Polski. Jest nieduże i ciekawe (6 zł/3 zł za bilet w 2018 roku). Więcej na ich stronie. A z pozycji fotela, proponuję poczytać o Żuławach tutaj. Marta naprawdę kocha Żuławy! ;)
Żuławskie Smaczki
Cztery dni to niewiele, ale wystarczy, by spokojnym tempem prze-pedałować spory kawałek Żuław. By przekonać się jak ciekawy to region i rozpalić w sobie chętkę na więcej. W końcu to bezpośrednie sąsiedztwo Trójmiasta! Czyli nie jest trudno się dostać. A na pewno warto spróbować.
Te smaczki każdy pewnie wypatrzy inne. Choć część na pewno się pokryje. Dla mnie to drewniane domy i cudne okiennice. Kolorowe przystanki i przemili ludzie. Płaski teren, wiatraki, spokój… Drogi z alejami drzew, ogrom bocianów i nierozpieszczone koty. Wszystko o czym wspomniałam powyżej i to, czego nie jestem w stanie opisać w jednym poście. Co jeszcze? Przekonaj się sam/-a! ;)
A może Ty już znasz Żuławy? Napisz proszę, co najbardziej Ci się w nich podobało? :)
6 komentarzy
Polecam także Żuławy Elbląskie: Gronowo, Jegłownik, Szaleniec, Fiszewo, Markusy… Na blogu Marty znajdziesz więcej informacji.
Świetne zdjęcie kota z myszą. :-)
Dzięki! :D A te Elbląskie też bardzo chętnie poznam. Nie miałam już czasu ostatnim razem, ale rozochociłam się – muszę przyznać! ;)
Żuławy przemierzam co tydzień ale autem. Pora wybrać się rowerem tym bardziej, że z Gdańska bliziutko. Dzięki za ciekawy wpis!
Zdecydowanie polecam i rowerem! To będzie zupełnie inna i jakże ciekawa perspektywa :)
Polecam się^^
Super inspirujący wpis, na pewno będę jeszcze tu wracać. :-)
Wracaj i inspiruj się do woli :)) no i dziękuję!