Podróżowanie we dwoje, to niezwykła sztuka kompromisu. Pod wieloma względami nie ma to tamto i po prostu trzeba się dogadać. Czasem są to drobne kwestie typu: którą knajpkę wybieramy, albo o której godzinie wychodzimy zwiedzać. Ale bywają też wybory bardzo trudne i przed takim właśnie stanęliśmy na koniec wyprawy. Zostało nam już tylko tyle czasu, by odwiedzić zaledwie jedno miejsce, a zaplanowane były jeszcze dwa (z takiego minimalnego minimum oczywiście). Więc jak ja uwielbiam historyczne zabytki, tak Romka bardziej fascynują rafy koralowe. No i co tu wybrać?
W zasadzie byliśmy o krok od podjęcia decyzji o rozjechaniu się w dwie strony, by spotkać w Negombo na dzień przed wylotem. Ale ponieważ Anuradhapura miała być zbliżonym kompleksem zabytkowym do Polonnaruwy (w której to właśnie decydowaliśmy co dalej), a po wschodniej stronie wyspy jeszcze nie byliśmy wcale, to rajskie okolice Trincomalee zaczęły brać górę. Nawet u mnie ;) Do tego doszło spore zmęczenie intensywnym zwiedzaniem, wraz z ciągłym przemieszczaniem się, i ostatecznie stanęło na miejscowości Nilaveli (z – podobno – ulubioną plażą Lankijczyków). Wprawdzie po tej stronie wyspy miała być aktualnie pora deszczowa, ale akurat na najbliższe dni pogodę zapowiadali piękną, więc – na koniec – pojechaliśmy powygrzewać się na plaży.
Jednak już od początku wszystko było nie tak. Najpierw van pobłądził po jakichś wertepach, a gdy w końcu odnalazł drogę do celu, to tam okazało się, że coś jest pomieszane z rezerwacjami. Gdy ostatecznie dostaliśmy pokój, to mieliśmy cały zwierzyniec waletujących insektów i innych stworów, z czego akurat najsympatyczniejsze były gekony (aż jednego uwieczniliśmy na pamiątkę;)). Ale nie wszystkie miało się ochotę fotografować, bo ich wygląd – zamiast motywować do chwycenia za aparat – prowokował do takich wrzasków, że całe Nilaveli wiedziało jak olbrzymie robale wyłażą nam ze spływu umywalki….:/
Ale cóż, chcieliśmy łono natury, no to było ;) Z tym że to dopiero początek atrakcji, t.j.: woda w prysznicu – tylko zimna, wiatraki – nie działały, jedzenie – okropne! (i to pierwsze miejsce na tej wyspie, gdzie smakowało aż tak fatalnie… jak papier! albo nie wiem…). I teraz paradoks wszech czasów: to były najgorsze warunki na jakie natrafiliśmy na Sri Lance, ale że było to zarazem „rajskie Nilaveli”, to odpowiednio ceny noclegów były najwyższe z wszystkich dotychczas! No i gdzie tu sens? ;)
Kiedy tak sypała się jedna rzecz za drugą, zamówiłam sobie z menu lody na pocieszenie i co usłyszałam? Oj niestety, aktualnie nie mamy na stanie, bo to nie jest sezon na lody. [??!!! 25 stopni ciepełka, rajskie plaże obok i według nich „nie ma sezonu na lody”?!]. Sri Lanka to dziwny kraj, serio… ;) Chcąc więc uciec z tego miejsca choć na chwilę, poszliśmy na plażę, gdzie naszym oczom ukazały się tereny wojskowe… i cały czar rajskości prysł. Hm.. i pomyśleć, że mogłam rozkoszować się niezwykłym klimatem starożytnej Anuradhapury zamiast tego… ;)
Na szczęście dałam się namówić, żeby następnego ranka płynąć na pobliską wyspę Pigeon. Bo choć nie zamierzałam snorkeling-ować, to każda opcja odciągająca mnie od tego hoteliku, brzmiała zbawiennie. I to był strzał w 10-kę! Uratowała wszystko i nawet łatwiej było znieść koszmarne zameldowanie. Dla takich widoków, cieplutkiej wody, spokoju, klimatu… wszystkiego co piękne i pozytywne!
Nie będę się o niej specjalnie rozpisywała, bo jest maleńka i tutaj zamiast słów, niech przemówią zdjęcia ;) Wspomnę tylko, że Romek pływał i podziwiał rafę (dość ciekawą, bo nawet rekin machnął mu ogonem:D), a ja wylegiwałam się na plaży, czytałam i rozmawiałam z grupką aktywnie podróżujących Polaków o… wszystkim. Wspaniały i niezapomniany dzień!
Aż żal było znów stamtąd wypływać do Nilaveli…
(niestety efekty tsunami widać gołym okiem na całej wysepce… ale mimo to rafa pod wodą wciąż jest piękna!)
Pigeon Island wprawiła nas w tak błogi nastrój, że po dobiciu do brzegu przy Nilaveli, nagle ta plaża wydała nam się jakaś taka… ładniejsza ;) No i jak to czasem skupisko negatywnych zdarzeń, potrafi wpłynąć na postrzeganie wszystkiego wokół…
Mimo tego, nie chcieliśmy zostawać tam dłużej. Zrezygnowaliśmy z dodatkowej nocy w potwornym hoteliku i kupiliśmy (przez internet) bilety na nocny pociąg Trincomalee – Negombo. Przed drogą pospacerowaliśmy jeszcze po samym Trincomalee, które jest bardzo nieturystyczne i dlatego cudownie autentyczne. Ludzie życzliwi, lekko zaciekawieni, jedzenie przepyszne i taniutkie (bez osobnego cennika dla „białych”). No po prostu wspaniałe!
Sam nocny pociąg całkiem komfortowy (w wersji z posiłkiem i rozkładanymi siedzeniami), a na pewno była to przyjemniejsza noc, niż w hoteliku, gdzie człowiek myśli kładąc się spać, czy na pewno jedna moskitiera nad łóżkiem wystarczy? ;)
—
W dobrze nam już znanym Negombo (nocowaliśmy tu po przylocie na SL), mogliśmy jeszcze wrócić do ulubionych knajpek, skorzystać – na koniec – z masaży ajurwedyjskich (tak bardzo polecanych na wyspie (i słusznie!)) oraz zakupić dodatkowe suweniry. I to był ostatni aktywny – choć bardzo przyjemny – dzień w tej cejlońskiej krainie.
Nocą lecieliśmy już z powrotem, w kierunku zimowej Europy……:(
Dlatego czas na ostatnie pożegnanie z oceanem i… do domku! ;)
4 komentarze
Ale jak sie nazywa ten koszmarny hotel?? bo nie chciałbym go przypadkowo zarezerwowac:)
Shahira – trochę czasu już minęło, ale jeśli właściciele ci sami, to pewnie standard również.
Więcej konkretnych informacji (nazwy, ceny, czasy dojazdów) jest w tym wpisie >> https://ewaway.pl/sri-lanka-informacje-praktyczne.html – polecam! [post, nie hotel ;)]. Udanej podróży!
Hey jestesmy właśnie w Nilaveli :) Wzielismy inny hotel Crescent. Wiatraki dzialają i jest ciepla woda. Ogolnie hotel jest super. 60zl os/doba. Ale to miejsce Nilaveli jednak slabe, ta pkaża jest marniutka. Myślę ze bedac tu kluczowym jest skorzystanie z tripu na Pigeon Island, zawierające oglądanie delfinów i wielorybów. My akurat z tego nie korzystamy bo pare dni temu byliśmy na takim tripie na Malediwach.
O, to dobrze wiedzieć, że jest opcja z oglądaniem wielorybów przy okazji Pigeon Island. Jak my tam byliśmy, to jej nie było. Dzięki za informację!! No i pełna zgoda – plaża przy Nilaveli do tej na wyspie się nie umywa. ;) Pozdrawiamy słonecznie ☼