Kolejna podróż z cyklu pogoni za słońcem, niestety już za nami. Tegoroczna zima może do najmroźniejszych nie należała, ale ta ciągła szarówka i chłód na zewnątrz, skutecznie wygoniły nas z kraju na kilka tygodni. I super, bo zdecydowanie wolimy jeździć na urlopy o tej porze roku, a latem podziwiać piękno naszego ojczystego kraju. Tym razem postanowiliśmy odwiedzić wysunięty najdalej na zachód kraj Czarnego Lądu, czyli Republikę Wysp Zielonego Przylądka. I choć to ceny lotów były tu decydujące, to wybór uważamy za niezwykle trafiony. Bo Cabo Verde jest państwem niezwykłych różnorodności, od terytorialnych po społecznościowe, a karnawałowe szaleństwa stały się swoistą wisienką na torcie w kwestii atrakcji tej wyprawy.
Udało nam się odwiedzić trzy wyspy (z krótkim międzylądowaniem na czwartej). Pierwszą i zarazem ostatnią – bo to na nią był znaleziony lot z Amsterdamu – była wyspa Sal. Rajska i cieplutka, z jedną z najpiękniejszych plaż jakie widzieliśmy kiedykolwiek! Bielutki piasek, łagodne zejścia do wody o kilku odcieniach turkusu i cudowne słoneczko, tak zbawienne po przylocie z zimowej Europy. Po kilku dniach beztroskiego lenistwa wyruszyliśmy dalej
Jako kolejny punkt wybraliśmy wyspę Sao Vicente, ze słynnym i urokliwym Mindelo. Miasto to znane jest z dwóch powodów. Pierwszy z nich, stał się za sprawą światowej sławy śpiewaczki (mieszkanki i miłośniczki tego miejsca) Cesarii Evory, a drugi, z powodu okrzyknięcia go karnawałową stolicą tej części świata. Nie mogło i nas tam zabraknąć na zakończenie takich szaleństw, ale jeszcze przed tym, popłynęliśmy na Santo Antao – wyspę, w której nie sposób się nie zakochać! Różnorodna, górzysta, mało turystyczna, dzika… po prostu piękna! Po blisko tygodniu jej odkrywania, trzeba było wracać, by nie przegapić zakończenia karnawału w Mindelo; i było warto! Ogrom zdjęć oraz nagrań trochę nas teraz przeraża (bo nie wiadomo kiedy to wszystko przebierać), ale to co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy, zostanie w naszej pamięci na zawsze…
Wracając powoli „na ziemię” i zarazem na Sal, zahaczyliśmy jeszcze na chwilkę o stołeczną wyspę Santiago – chyba po to, by przeżyć przygodę zagubionych gdzieś na lotnisku plecaków (oczywiście nie przez nas, a przez linie lotnicze) – ale gdy udało się odzyskać bagaże, mogliśmy spokojnie pożegnać się z – coraz mniej słonecznymi i coraz bardziej wietrznymi – wyspami Cabo Verde.
Cała podróż, choć zamknęła się w niespełna trzech tygodniach, obfitowała w ogrom przygód i atrakcji. Niekoniecznie samych pozytywnych, ale była niezwykła, spontaniczna i wspaniała.
Ludzie, o mocno wymieszanych narodowościowo korzeniach, są bardzo przyjaźni i niezwykle muzykalni! I chociaż kuchnia nie należy do najbardziej wyszukanych, to na świeżą rybkę można liczyć na każdym kroku, tradycyjna cachupa potrafi być całkiem smaczna, a pontche zrobione na miejscowym grogu, wchodzi czasem jak woda! ;)
Pewnego dnia pozbieramy wszystkie fotografie i notatki, by uzupełnić bloga dodatkowymi wpisami. Tymczasem informacje praktyczne (bez zdjęć) znajdziecie w tym poście -> Wyspy Zielonego Przylądka – nietypowy przewodnik. A poniżej wrzucamy kilka zajawkowych obrazków z tej wyprawy, by choć częściowo pokazać, co do zaoferowania ma ten niezwykle przyjazny kraj. ♥
SAL
SANTO ANTAO
SAO VICENTE
22 komentarze
niektóre zdjęcia jak z wystawy word press ;-) gratuluję oka :-)
Ale miło! Dziękujemy bardzo :))
Naprawde rajskie to miejsce – i wiecie co, pierwszy raz o nim czytam! Dzieki za pokazanie mi nowego kawalka swiata:)
Cała przyjemność po naszej stronie ;) To jeszcze dość niezadeptane miejsce, zwłaszcza Santo Antao… cudne do odkrywania!
CO to za przegrody, produkcja soli? :>
Tak, w kraterze – niezwykłe widoki i jakie praktyczne miejsce! ;)
Niewątpliwie zima w tym roku była dla nas łaskawa (w sumie kalendarzowo to jest nadal), dzięki czemu tęsknota za latem nie jest aż tak straszna. Mimo wszystko jednak, fajnie jest się przenieść w tym czasie w nieco cieplejsze i bardziej egzotyczne zakątki.
U nas to chyba częściej tęsknota za Słonkiem niż upałami, ale każdy pretekst do podróży jest dobry ;)
Pięknie tam, jeszcze mnie tam nie było ;)
To prawda :) bardzo polecamy te wyspy! Sami byśmy tam chętnie wrócili…;)
Wyspy Zielonego Przylądka są wysoko na mojej liście miejsc do odwiedzenia :) Możecie zdradzić ile zapłaciliście za loty? Nie mogę się doczekać następnych wpisów!
Lotami czarterowymi z Amsterdamu 1200PLN/os – efekty wytrwałych poszukiwań ;) a wyspy bardzo polecamy!
Świetna sprawa z tą wyprawą na te dość odległe wyspy. Zdjęcia bardzo mi się podobają i chętnie obejrzałabym jeszcze więcej :) Jakbym wcześniej trafiła na Waszego bloga, to chętnie bym wsparła groszem w zamian za pocztówkę, bo z tej części świata jeszcze nie posiadam ;)
Pozdrawiam!
Jest szansa, że jeszcze tam wrócimy ;) choć pewnie nieprędko, bo świat taki wielki…:D Ale zapraszamy może na facebookowy profil, bo tam najczęściej opisujemy aktualności i konkursy na pocztówki też są ;) tutaj to raczej już po powrocie opisujemy podróże. Również pozdrawiamy!
Ach, szkoda, ze sie nie odezwaliscie! Skoczylibysmy na Strelke :)
http://www.bylenaprzod.wordpress.com
Oj nie pokazał nam się komentarz w wiadomościach, ani nie wiedzieliśmy, że mamy się do kogo odezwać… szkoda, ale następnym razem sprawdzimy!! :)
Niesamowite miejsce na wyjątkową podróż.
Dokładnie tak! Nieco niepozorne, ale potrafi zauroczyć…:)
Miło się to czyta i ogląda zdjęcia. Chciałoby się tam być i widzieć to na własne oczy….:)
Muszę przyznać, że to bardzo fotogeniczne miejsce i sami byśmy tam wrócili choć na chwilę. Nie przesadzę chyba pisząc, że to jedno z naszych najulubieńszych miejsc na Ziemi, więc polecam z całego serca! :))
Właśnie wróciłem z SAL i szczerze mówiąc nic ciekawego oprócz plaży nie widziałem… Na szczęście są blogi ze zdjęciami ;)
To zawsze zależy od tego co nas interesuje. My na Sal widzieliśmy co najmniej kilka bardzo ciekawych miejsc, ale faktycznie plaże były bezkonkurencyjne. Taka specyfika tego typu wyspy. :) Osobiście bardzo poleciałbym jeszcze „księżycowe” widoki na północy, saliny przy Pedra de Lume oraz okolice, cachupę w Esparagos i diamentowy „Blue Eye”. No i rzeczywiście blogi! :D ;)