Jak łączyć się ze sobą

Bonus do Szeptów Moai | Spotkanie ze sobą

autor Ewa

Ten post powstaje w formie załącznika do mojej książki SZEPTY MOAI. Rapa Nui – Wyspa zwana Wielkanocną. Jeśli trafiasz tutaj z książkowego QR kodu i chcesz zobaczyć co jeszcze przygotowałam, możesz: albo przejść do kategorii ☟

SZEPTY MOAI – ZAŁĄCZNIKI

albo czytać dalej, a dodatkowe elementy pooglądasz sobie później. Wybór zostawiam Tobie.
A jeśli jesteś tu z jakiejś innej strony, to zachęcam Cię do zapoznania się z książką, bo dzięki niej najlepiej poczujesz skąd w ogóle wyszedł ten temat. W moim odczuciu warto poznać cały kontekst.

Przenieś uwagę z głowy do serca

To sformułowanie towarzyszy mi od kilku lat i bardzo mocno kojarzy się z ludźmi Polinezji. Często rozmawiając na nieco głębsze tematy, podkreślają oni jak ważne jest, by kierować się sercem, a nie głową. Intuicją, zamiast powtarzalnymi programami z umysłu. Słuchać swojego ja, nie pozwalając zagłuszać go wpojonymi nam wartościami z zewnątrz poprzez: szkołę, społeczeństwo, religie, czy nawet najbliższe otoczenie. Czyjaś prawda nigdy nie będzie naszą prawdą. A tę właściwą poznamy tylko i wyłącznie – słuchając siebie.

W dzisiejszym świecie jest to wyzwanie by się przestawić, bo jesteśmy przebodźcowani, zabiegani, przemęczeni i bardzo oddaleni od natury. A zatem też od siebie, ponieważ każdy człowiek jest integralną częścią przyrody. Dlatego kiedy tylko się da – korzystajmy z niej i pozwalajmy jej nas wyciszyć. A kiedy nie jest to możliwe, to warto nauczyć się pracy z oddechem. Bo oddech to życie! A nawet więcej – to uważność, zwolnienie, wewnętrzna moc i właśnie połączenie o które nam chodzi. Na którym naprawdę każdemu z nas zależy. Mniej lub bardziej świadomie.

Sama początkowo nie wiedziałam jak nauczyć się przenosić z głowy do serca. Szukałam skutecznego sposobu eksperymentując po swojemu i do tego też zachęcam. Ale też podzielę się tutaj moim ulubionym, bo wiem że dobrze jest mieć jakiś punkt zaczepienia na start. A widząc jak wiele mi to dało i jak zmieniło moje postrzeganie świata, tym bardziej chcę to przekazać dalej. Jak iskrę światła dla każdego, kto szuka swojego własnego blasku.

Zatrzymanie w tu i teraz

Zostańmy przy pytaniu z książki: kim jesteś? I wyobraź sobie co padłoby w odpowiedzi, gdyby zapytał Cię o to ktoś, przed kim chcesz dobrze wypaść. Zaimponować. Pokazać się jak najlepiej. Przywołaj sobie taką konkretną osobę i napisz na kartce kilka zdań (lub chociaż słów) odpowiedzi. Może to być wykonywany zawód, wykształcenie, pasja – co poczujesz.

Następnie odłóż długopis i usiądź wygodnie. Zamknij oczy i oddychaj powoli. Zostaw to pytanie na chwilę i skup się na wdychanym i wydychanym oddechu. Zauważ czy wolisz nosem, czy ustami? A może naprzemiennie? W których miejscach to powietrze porusza Twoim ciałem? Czy wdech jest płytki, czy głęboki? Możesz go jeszcze zwolnić? Połóż jedną dłoń na sercu, a drugą na brzuchu. Obserwuj która podnosi się wyżej, gdy wdychasz powietrze i jak nisko zapada, gdy je wydychasz. Czy czujesz bicie serca? Pozwól mu zwolnić.

Niech Twoje myśli krążą tylko wokół ciała, oddechu i bicia serca. Skup się na tym i zaciekaw jakie to niesamowite. Za każdym razem, gdy te myśli zaczną uciekać, wracaj do obserwacji podnoszenia się klatki piersiowej i brzucha w zależności od oddechu. Potrafisz :) wiem o tym. Nawet jeśli myśli uciekają. Zapanuj nad nimi – są przecież Twoje! Prawda?

No właśnie… poniekąd tak. Ale że są programowalne i powtarzalne, to zwykle lecą z odruchu i sporo w nich jest lęków. Choćby przed oceną. Dlatego tej osobie – przed którą chcesz dobrze wypaść – odpowiadasz to, co chcesz by usłyszała, a nie to co czujesz. Zazwyczaj niestety.
I tu przechodzimy do dalszej części ćwiczenia. Kiedy oddech Ci się wyrówna, uspokoi, zapanujesz nad natłokiem zabieganych myśli – wróć do pytania: kim jestem? A może kim tak naprawdę chcę być, a na razie tylko odgrywam jakieś role?

W tym miejscu niech głowa obserwuje, a Ty spróbuj poczuć. To, czego nie masz odwagi na razie powiedzieć tej osobie od „robienia dobrego wrażenia”, ale co tak naprawdę chcesz o sobie powiedzieć. Po cichutku. Bez świadków, tylko przed samym sobą – nikt nie słucha. Nikt nie oceni. Nie wyśmieje. Poczuj – co wybija Ci serce i podkręca oddech? Przyjrzyj się temu. Potem to też zapisz. Osobno – dla porównania. Ale na razie zostaw jeszcze chwilę oczy zamknięte.

Zaciekaw się teraz swoimi myślami, jak reagują na te odpowiedzi z serca. I wtedy zobaczysz różnicę. Pomiędzy chcę, a tym co wypada. Pragnieniem, a powinnością. Czuję, a myślę. Sercem, a głową. Logiką, a intuicją. Następnie poobserwuj sobie jak zachowuje Ci się ciało, gdy przeczytasz na głos te rożne odpowiedzi. Przy której z nich się spina, a przy której rozluźnia. Jeśli odpowiedzi się nie różnią… to hm – powtórz ćwiczenie ;)
Albo zadaj inne pytanie.

Poszukaj swojego sposobu na spotkanie ze sobą. Innego zagadnienia. Zhakuj ten system – który masz od dziecka zapisywany w mózgu – miłością! Z serca. Taka osobista rewolucja, by przejść na swoje własne zasady. Bo dla siebie warto! I żeby była jasność – umysł jest wspaniały i ważny – nie neguję jego mocy. Tylko weź zaprogramuj go swoim wewnętrznym głosem, nadpisując programy społeczne, które masz „ładowane do głowy” od najmłodszych lat. Przez co nie znasz siebie tak naprawdę, tylko wiesz jak odgrywać rolę przypisywaną Ci stopniowo przez innych. A poznając swoje własne, wewnętrzne centrum dowodzenia, wraz z umysłem, który jest tworem genialnym, stworzysz człowieka spełnionego, szczęśliwego i pełnego spokoju.

Nie od razu. Przy tych momentach głębszego oddechu mogą popłynąć łzy. Możesz mieć ochotę krzyknąć, jak zobaczysz ile robisz wbrew sobie. Uderzyć mocno w poduszkę, czy cokolwiek. Zrób to! Pozwól sobie. I przyglądaj się temu dalej. Bo robisz to dla siebie. Nie ma drugiej istoty na świecie, która może zadbać o Ciebie tak jak Ty sam(a) ♡

Spójrz sobie w oczy

W jednej z podroży usłyszałam sugestię, żeby spojrzeć sobie kiedyś głęboko w oczy. Że wtedy można zobaczyć bardzo, bardzo wiele. Ale nie gdy zerkasz na szybko, malując rzęsy, czy myjąc zęby. Tylko wyłącz wszystkie dźwięki powiadomień (tryb samolotowy to najlepsza funkcja w Twoim smartfonie – polecam) oraz głosy z radioodbiorników. I gdy jesteś w pomieszczeniu w pojedynkę, oprzyj się rękami o ścianę, czy umywalkę i zacznij wpatrywać w źrenice. Z powolnym oddechem. Spokojem. Bez przerwy (mrugać można, choć staraj się rzadko). Skup się na tej głębi. Na tym jak fascynujący to narząd. I obserwuj co się zadziewa. Przez kilka minut. Z uważnością.

Dla mnie to zawsze jedno z najmocniejszych spotkań! Potrafię naprawdę „odlecieć” i dzieją się rzeczy niesamowite. To co płynie, to co widzę, to jakie rozwiązania czy odpowiedzi przychodzą do głowy… no wow. Tu też mogą pojawić się łzy. Ale nie muszą. Każdy jest inny. Obserwuj. Wycisz się i zobacz siebie.
Bo w końcu oczy to zwierciadła duszy...

Masz odwagę na takie spotkanie? Jeśli tak, to polecam z całego serca. Jako mój drugi sposób na wyjście z głowy, bo mózg trochę tu jednak wymięka przy tym spotkaniu… I dobrze. Niech obserwuje :)

Randkuj z przyrodą

…możliwie jak najczęściej! Polecam spacery po lesie, parku, czy łące. Wzdłuż rzeki, po plaży, wokół jeziora. Kiedy się da, zdejmuj buty i dotykaj boso ziemi. Nawet na malutkim kawałku trawnika, jeśli nie masz za bardzo gdzie. Ja lubię też kłaść na ziemi dłonie, zamknąć oczy i poczuć: co mi to robi. Rytm planety, jej oddech, bicie swoistego serca. Zdarzyło Ci się spróbować? Czy przytulic do drzewa – to nawet już w „modę” weszło, więc szalej, korzystaj! I czuj, słuchaj, oddychaj.

Wiem, że zimą nie jest to wszystko łatwe, ale szukaj swoich sposobów, by przetrwać ten czas (basen, masaż, sauna, spacery wśród drzew, tropikalna podróż… opcje są). Natomiast przez resztę roku rób co możesz, by łączyć się z naturą tam gdzie mieszkasz.

Bo prawda jest taka, że miasta nie ułatwiają nam niczego. A bez przyrody nie funkcjonujemy poprawnie, siedząc w zabetonowanych budynkach, daleko od ziemi, przy sztucznych światłach i z przetworzonym jedzeniem na talerzu. Tak stajemy się zapracowanymi trybikami w jakiejś większej machinie w której nikt z nas, tak w głębi duszy, wcale nie chce być. Tylko się przyzwyczaił. Natura pomaga to zauważyć. I kierować nas na właściwe tory. Bo kiedy nauczymy się żyć w zgodzie z przyrodą, to nawet w mieście możemy być szczęśliwi i spełnieni. Tylko zadbajmy o siebie i swój stan.

Ludzie Polinezji do dziś buty traktują, jako bajer do chodzenia, ale nie podstawę. Kiedy mogą, są boso. Nie wyobrażają sobie życie wciąż na betonie. Współczują nam, że musimy się tak męczyć, nie wierząc, że dla nas to „norma” a nie męka. Tylko skąd ta niby-norma? I co na to nasze ciała?

Nie będę tu teraz porównywać odmiennych styli życia Europejczyków i Polinezyjczyków – nie o to chodzi. Tamci ludzie też mają swoje problemy, trudności, czy troski, nawet przy nieporównywalnie większym połączeniu z naturą. Ale coś, co ich wyróżnia, to właśnie świadomość. Tego, że jesteśmy integralną częścią natury. A serce jest najlepszym przewodnikiem dla naszej głowy! Bo gdy robimy odwrotnie i te życiowe lejce oddajemy umysłowi, to stajemy się niewolnikami zewnętrznych programów, z którymi jako dzieci jeszcze próbowaliśmy walczyć, ale tylko do momentu, gdy nas wszystkich nie nauczono posłuszeństwa. Dla dobra rodziców, nauczycieli, czy społeczeństwa…

Słyszysz jak to brzmi?

Zakładam, że tak. A skoro czytasz ten tekst do tej pory, to nie chcesz zapewne pozwolić, by nadal to ktoś mówił Ci jak masz żyć. Zadbaj więc o siebie! Łącząc się ze swoim ja. Wewnętrznym, kochającym Cię głosem. Z oddechem, wyciszeniem i naturą. I pij dużo wody (najlepiej ze szczyptą soli) oraz ziołowych herbatek (których w Polsce mamy ooogrom). Bo woda to przepływ, który też wspiera połączenie ze sobą. A zioła to dary natury. Korzystajmy z nich z wdzięcznością. Bo po to są.


Owocnych podróży z głowy do serca :)
Trzymam za Ciebie kciuki ♡ powodzenia!
Ewa

Powiązane wpisy

Ta strona korzysta z ciasteczek (cookies), dzięki którym może działać lepiej. Zamknij, akceptuję Zapoznaj się z polityką prywatności i plików cookies.